"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Satysfakcja (nie)spodziewana, czyli „Rycerze na rozdrożach” Kira Bułyczowa

W czasach zamierzchłych (zwanych czasem licealnymi i studenckimi) Pożeracz zaopatrywał się nie w księgarniach (a tym bardziej nie internetowych), lecz na półkach kolegów oraz w osiedlowych bibliotekach (liczba mnoga ze względu na przeprowadzki). W tamtych to czasach jednym z autorów współdzielonych przez oba źródła zasobów czytelniczych i przez Pożeracza (i nie tylko) lubianych był Kir Bułyczow. Jakoś tak się jednak złożyło, że od czasów wspomnianych prozy Rosjanina nie czytałem wcale i dopiero Rycerze na rozdrożach zmienili ten stan rzeczy.

rycerze na rozdrożach

W Wielkim Guslarze wyjątkowo tym razem nie wylądowali kosmici. Zaczęli oni to robić w 1967 roku, z niewiadomych powodów wybierając to miasteczko na rosyjskiej prowincji nad resztę globu, lecz ta przygoda zaczyna się wyjątkowo przyziemnie, a wręcz i podziemnie. Ciąg wydarzeń ma bowiem początek w… dziurze. Dokładnie rzecz zaś ujmując, w zapadlisku powstałym na środku pewnej guslarskiej ulicy. Korneliusz Udałow ma się czym stresować (i o co potłuc), a pewna tajemnicza dama ma powód do obaw.

Rycerze na rozdrożach to humorystyczna powieść przygodowa w starym stylu, który w niemałej mierze przywodzi na myśl inne guslarskie historie. Jest tu pewien element fantastyczny, ale mimo drobnego, zaniedbywalnego elementu science fiction zdecydowanie bliżej mu do nadprzyrodzenie zabarwionej literatury spod znaku Verne’a. Innymi słowy i bez spoilerów czynienia: element ten drobny jest, ale dla fabuły kluczowy. Niestety, wiąże się też z nim największa wada książki. W pewnym momencie jeden z bohaterów rozpoczyna zdecydowanie zbyt długą retrospektywę ekspozycyjną. Przeskok czasowy jest znaczny, ale to samo w sobie złe nie jest – problem stanowi zaś to, że z głównym wątkiem powiązanie ma ona jedynie punktowe. Zdecydowanie na korzyść dynamiki i spójności opowieści zadziałałoby skrócenie tego fragmentu.

bułyczow okładki

Zmienne szczęście do okładek okładkami zilustrowane

Jednak nie fabuła sama w sobie stanowi o tym, że Rycerze na rozdrożach to lektura uwagi warta. Dwa elementy znacznie ważniejsze to postaci oraz poczucie humoru. Cały cykl guslarski stanowi nie tylko zbiór zabawnych opowieści z rosyjskiej prowincji, ale też satyrę na przeróżne elementy sowieckiego państwa i ustroju. Tutaj te prześmiewcze elementy nie odgrywają roli pierwszoplanowej (jak w części opowiadań), ale i tak zdecydowanie uprzyjemniają lekturą. Widać to zwłaszcza na styku obu roztrząsanych w tym akapicie zalet, czyli w osobie znanego z opowiadań Korneliusza Udałowa. Dobrotliwy ten człowiek to ucieleśnienie praw Murphy’ego: jeśli tylko jest potencjał na wydarzenie pechowe, to na pewno go spotka. Bułyczow jednak nie wyżywa się na inżynierze złośliwie, a w opisach wręcz czuć pewną czułość.

Większość postaci można zresztą też wpisać w klisze charakterystyczne dla podobnych opowieści. Rycerze na rozdrożach mają więc i swoją władczą nauczycielkę, zazdrosną małżonkę czy też kombinatora, który każdego w mieście zna. Nie ma tu jednak poczucia powtarzalności ni też nudy. Podobnie jest i z ogółem opowieści: elementy i schematy napotyka często w takich powieściach są tu połączone w sposób umiejętny i dla czytelniczego gustu miły. Są humorystyczne zaskoczenia, jest coś na kształt morału, a w dodatku wszystko to wzbogacone bywa pięknymi (i także przełożonymi) opisami. Spójrzcie na przykład przytoczony przez McAgnes w jej recenzji.

Rycerze na rozdrożach to bardzo miła odskocznia od lektur złożonych, wielowątkowych oraz na różne sposoby przekombinowanych. Nienachalne poczucie humoru, zbiorek sympatycznych postaci (z Udałowem, oczywiście, na czele) oraz klasyczna fabuła zapewniają niemałą dawkę rozrywki w stylu satoszkolnym. Ale, ale… Na koniec jeszcze pytanie ważne: na poświęconej książce podstronie Encyklopedii Fantastyki przeczytałem, że pierwsza wersja jest niepełna, a daty wskazują, że mój egzemplarz pochodzi sprzed wydania wersji drugiej, kompletnej i poprawionej. Ktoś coś wie na ten temat?

Helena Siergiejewna nie wracała. Szuroczka odpowiadała na pytania Wani i przypominało to splątany kłębek – nitka ciągnęła się, pytanie następowało za pytaniem, a w żadnym z nich nie można się było doszukać sensu. Ogłupiała za szczętem dziewczyna omal nie zapomniała, że na trzecią obiecała pionierom wycieczkę do starej pani Bakszt.
Kukułka niechętnie wygramoliła się z drewnianego zegara i dwa razy skrzypnęła, nie otwierając dzioba. Na trzeci raz już nie starczyło jej siły. Wskazówki stały na za pięć trzecia. A Heleny Siergiejewny wciąż nie było.

Poprzedni

Sceną i postacią, czyli „The King’s Blood” Daniela Abrahama

Następne

Komu wierzyć, czyli „Woda na sicie” Anny Brzezińskiej

2 komentarze

  1. Luiza

    O! Poszukam! Dziękuję!

    • pozeracz

      Na Allegro chyba całkiem tanio można trafić egzemplarze, ale jeśli nie, to na pewno biblioteki pomogą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén