"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Sceną i postacią, czyli „The King’s Blood” Daniela Abrahama

Postanowienia wewnętrzne (w odróżnieniu od tych publicznych) mają taką zaletę, że można się nimi pochwalić wtedy, gdy już je spełnimy. Jakiś czas temu podjąłem zamiar dokończenia napoczętych serii obiecujących, a na pierwszy ogień poszedł w Polsce pokrzywdzony Daniel Abraham. Pierwszą część cyklu The Dagger and the Coin czytałem około dziesięć lat temu, więc trochę mi zeszło nim się z The King’s Blood zabrałem. Poniżej zaś przeczytać możecie, co z tego wynikło.

king's blood cover

Sukces Cithrin okazał się tylko połowiczny – postawiła życie na szali i udało się jej stworzyć oddział banku w Porte Olive. Dostała jednak przełożoną, która uprzykrza jej życie na sposoby przeróżne. Natomiast towarzyszący jej w roli szefa straży banku Marcus Wester nie może znaleźć sobie miejsca. Geder Palliako pomógł zdusić spisek i wdał się w łaski rodziny królewskiej. Aczkolwiek jako regent i sojusznik kultu Pajęczej Bogini nie może pozbyć się poczucia zagrożenia, a młodego króla chce chronić za wszelką cenę. Dawson Kalliam też odegrał kluczową rolę w powstrzymaniu zamachu, ale on z kolei odczuwa wstręt do towarzyszących regentowi kapłanów.

Powyższa próba spisania wstępu fabularnego wskazuje na pewną ważną charakterystykę The King’s Blood. Chodzi mianowicie nie tylko o mnogość postaci, z których perspektywy możemy obserwować akcję, ale też nacisk kładziony na same protagonistów i protagonistów i ich sprawczość. W literaturze fantastycznej zdarza się, że bohaterowie działają reakcyjnie, dając się ponieść prądom historii, a u Abrahama to postaci ją kształtują. Czasem dzieje się tak na skalę osobistą, a czasem zmieniają całe królestwa. W pewnym sensie można więc stwierdzić, że postaci są tu nadrzędne do fabuły. Bardzo pozytywnie wypada też ich rozwój – ciekawa jest zwłaszcza droga, którą przechodzi Geder i to, jakim człowiekiem się staje.

sztylet i moneta okładki king's blood

Nadrzędność postaci nie oznacza jednak, że sama fabuła potraktowana została po macoszemu. W The King’s Blood jednak specyficzne jest też podejście do budowania historii. Nie ma tu bowiem epickich konfliktów na ogromną skalę, wojny między królestwami dzieją się niejako na marginesie, a rozstrzygnięcia w nich zapadają niejako poza kadrem. Ważniejsze od nich są poszczególne sceny, często pełne napięcia, w których zapadają kluczowe decyzje. Abraham potrafi wstrząsnąć czytelnikiem (oraz bohaterami sceny) jedną linijką dialogu. Nie brak tu momentów, gdy akcja przyspiesza, a opisy stają się odpowiednio dynamiczne, lecz znów: są to raczej urozmaicenia niż epizody kluczowe. Niektórym zapewne przeszkadzać będzie niezbyt pośpieszne tempo całości, ale z kolei przecież w zawsze intryga musi pędzić na złamanie literackiego karku.

Dość oryginalnym cechą charakterystyczną dla całego cyklu (widoczną nawet w jego tytule) jest rola warstwy ekonomicznej. Co prawda dotyczy to głównie rozdziałów pisanych z perspektywy Cithrin i widoczne było nieco bardziej wyraziście w Smoczej drodze, ale i tak jest to element warty uwagi. Finansowe rozterki i machinacje pojawiają się nierzadko w fantastyce, ale raczej jako fabularny wytrych czy też źródło motywacji. Rzadko jednak umieszcza się je w centrum kreacji postaci. Jedyne drobne zastrzeżenie współdzielone jest z cyklem meekhańskim i subiektywnym określić je można. Chodzi mianowicie to bardzo powolne rozwijanie fabuły nadrzędnej. Drobiazgi i fragmenty podrzucane przez autora wskazują wyraźnie, że w tle dzieją się wydarzenia dużo ważniejsze dla świata niż te, które są na pierwszym planie, lecz póki co autor zrobił w ich stronę może w pół kroku. Nie sprawia to, że radość z lektury spada, a po prostu irytuje niecierpliwego Pożeracza, który ma słabość do takich wątków.

daniel abraham king's blood

 

The King’s Blood to dobry drugi tom interesującej serii. Daniel Abraham dba o swoje postaci i ich rozwój, zapewniając im sporą dawkę sprawczości. Fabuła oparta na tych bohaterach nie rozwija się oszałamiającym tempie, ale wystarczająco dużo do zaoferowania, żeby czytelnika przyciągnąć. Ciekaw jestem, czy polscy czytelnicy będą mieli kiedykolwiek okazję sięgnąć po tę książkę. Ars Machina, która wydała tom pierwszy, zawiesiła działalność osiem lat temu, a póki sukces Ekspansji nie zmotywował nikogo, by wykupić prawa, więc trudno o optymizm.

I dislike certainty because it feels like truth, but it isn’t. And I think I have had some inkling what it is for a whole people to become certain.

Poprzedni

Wierszami polepiona, czyli „Szczelinami” Wita Szostaka

Następne

Satysfakcja (nie)spodziewana, czyli „Rycerze na rozdrożach” Kira Bułyczowa

2 komentarze

  1. Ech, dla czytelników nie władających angielskim, urwanie się serii po pierwszym tomie musiało być doświadczeniem niezwykle frustrującym. I co gorsza, nawet nie było komu zgłosić zażalenia w tym temacie, jako, że padł nie tylko przekład serii, ale i całe wydawnictwo.

    • pozeracz

      To przypadek niemal beznadziejny. Problem w tym, że mało kto kojarzy, że Abraham to połowa duetu odpowiedzialnego za „Ekspansję”. O ile więc ktoś nie rzuci się na ekranizowanie tej serii, to pewnie do Polski już nie trafi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén