W mym poprzednim wpisie poświęconym zbiorowi listów (Lema, oczywiście) wyłożyłem me podejście do zaglądania w czyjeś listy, więc powtarzał się nie będę. Tu dodam tylko, że jestem niezmiernie (i niestety bezosobowo) wdzięczny Ursuli K. Le Guin za to, że zdecydowała się napisać ten pierwszy list. Trudno by mi było bowiem, nawet gdybym fantazjował bujnie, to bym lepszej pary korespondencyjnej sobie nie wybrał. I mów, że moja chwała z przyjaciół się bierze to więc gratka nie lada.
Tag: krytyka literacka
Co prawda po kolejny tom Domów ze słów sięgnąłem zdecydowanie później niż się spodziewałem (poprzedni recenzowałem ponad trzy lata temu), ale nie zmienia to faktu, że ta seria PIWu kusi mnie niezmiennie. Powziąłem też mocne postanowienie przeczytania całości. Jednak po lekturze zbioru esejów Giorgio Manganelliego muszę rozważyć formę ich recenzowania. Literatura jako kłamstwo mogłoby bowiem stanowić dla mnie wzór tego, jak pisać o literaturze… I jak tu recenzować taką książkę?
Zaryzykuję powtórzenie wstępno-akapitowych elukubracji, ale… Są tacy autorzy, których nawracające i zachwytu pełne polecanie przez persony z kręgów społecznościowych w końcu kruszy mur. Peany na rzecz prozy W.G. Sebalda wyskakiwały tu i tam nie tylko przy okazji premier tłumaczeń kolejnych jego książek, więc w końcu postanowiłem sprawdzić je samodzielnie. Pożeraczem jednak będąc, wybrałem „Opis nieszczęścia”, czyli nie powieść, a zbiór esejów.
Jakże to miła potrafi czasem być synchroniczność spożywanej lektury z bieżącymi tematami. Nie tak dawno pisałem o podejściach do czytania, niedługo startować ma wywyższające się czasopismo Napis, a przez blogi popkulturowe przetacza się właśnie kałszkwał powiązany z (nie)kompetencjami wymaganymi do rozmawiania o popkulturze. Zresztą w przypadku blogów książkowych podobne dyskusje też się pojawiają od czasu do czasu. Niepopularnie o popularnej autorstwa profesora Jakuba Z. Lichańskiego stanowi wartościowy, choć pośredni i ogólny, komentarz d0 takich dyskusji.
Niniejszy wpis sponsorują słabości Pożeracza. Pierwszą z nich jest chorobliwa wręcz potrzeba dorzucania swoich trzynastu groszy do wszelkich dyskusji okołoblogowych. Drugą jest przypadłość trapiąca większość blogerów, czyli lubowanie się w samozwrotności prowadzące do tego, że na blogach najlepiej wyświetlają się wpisy o… blogach. Ułomność trzecią nazwać roboczo i nieco koślawo mogę nazwać pośrodkowością – gdy w przeróżnych sporach, dyskusjach i innych przepychankach rysują się podziały i rosną mury, mnie przeważnie można spotkać siedzącego okrakiem gdzieś na środku barykady. Taki ze mnie dziwny stwór, że próbuję zrozumieć strony obie i obu nie szczędzę krytyki.