Po sukcesie Baśni o wężowym sercu Radek Rak jednocześnie znalazł się w sytuacji godnej pozazdroszczenia, ale i wkroczył na grunt grząski. Z jednej bowiem strony flesze, Nike i nagrody, a z drugiej kapryśne zainteresowanie głównego nurtu i pułapka szczytu (choćby chwilowego). Gdy okazało się, że Agla. Alef to nie tylko powrót do jednoznacznie fantastycznych korzeni, ale i powieść dla czytelników ciut młodszych, grunt grząski zrobił się jeszcze bardziej. Sprawdźmy, jak z autor z niego wybrnął.
Tag: powergraph Strona 3 z 8
We wstępie do rozrachunku zeszłorocznego wspominałem o tym, jak to rok 2019 zaskoczył w zasadzie wszystkich. Pandemia oraz inne życiowe przypadłości doprowadziły do porzucenia podejścia ostrożnie optymistycznego na rzecz realistycznie bezoczekiwaniowego. I o ile początek roku nieco mnie nadzieją omamił, to podsumowanie roku 2021 zaczynałem tworzyć, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt rozanielonym będąc.
Czytając książkę, której recenzję będzie się pisało, już w trakcie lektury powolutku zbiera się myśli, argumenty i tym podobne. Czasem trudno dobrać klucz do interpretacji, a w innych przypadkach wystarczy do tego przypadkowe niemal skojarzenie. Gnoza Michała Cetnarowskiego przetrąciła mnie na inne tory asocjacyjne wspomnieniem o pewnym izotopie. Wybaczcie pewną ogólnikowość, ale przecież nie mogę wszystkie zdradzić od razu – w końcu wstęp ma zachęcić do lektury. No i zawsze możecie na tytuł wpisu rzucić okiem.
Ta chwila musiała kiedyś nadejść, lecz po cichu liczyłem, że może nadejdzie nieco później. Wygląda na to, że póki jest to ostatni wpis z mego początkoworocznego cyklu meekhańskiego. Mówiąc zaś prosto: doszedłem do końca serii. Co prawda Powergraph zapowiada kolejną część na ten rok, ale w końcu rok ten niepewnością jest naznaczony. Tak czy inaczej, pora na Każde martwe marzenie i Pożeracza impresje z nim związane.
W Zagrodzie zębów Wit Szostak poszedł w tany z mitem i obdarzył czytelników całym morzem opowieści i uczuć. Tam bawił się słowem w formach mikromnogich, a w Poniewczasie skręcił w hermetyczne, autotematyczne zakątki pełne w słowach drążenia i na nice ich wywracania. Ta ostatnia książka wieszczyła niejako wyczerpanie autorskiej twórczości, ale mi trudno było w to wierzyć. Zwłaszcza, że pisarz określił pisanie jako czynność dla niego autoteliczną. Cudze słowa są dowodem na to, że źródło jeszcze bije.