Przyznam się Wam do czegoś (w pewnych kręgach) wysoce wstydliwego: nie polubiłem się z pierwszymi grami z serii Fallout. Wiem, wiem… Dla każdego trzeźwo myślącego przedstawiciela homo sapiens nie będzie to żadna ujma na honorze, ale w zalewie zachwytów, pochwał i innych peanów czułem się nieco odtrącony. Jak się zapewne domyślacie, wspominam o tym nie bez kozery, a z powodu rozminięcia się z powieścią Briana Aldissa. Wiosna Helikonii mnie po prostu do siebie nie przekonała.
Tag: wymiary Strona 2 z 4
Przyznam się szczerze, że napisanie wstępu do niniejszej recenzji nastręczyło mi trudności niemałych. Jak się zabrać do pisania o zwieńczeniu jednolitej trylogii bez popadania w powtórzenia ani banał? Wspomnieć o dwóch wyprawach? Nawiązać jakoś do kolorów i ich mieszania? Ale przecież czerwony zmieszany z zielonym da żółty! Pozostaje jedynie autotematyczna zmyłka i szybkie zaproszenie na Błękitny Mars.
Harry Harrison mieści się dla mnie gdzieś pomiędzy kategoriami „dziwne, że jeszcze nie czytałem” a „nieco zapomniany klasyk do nadrobienia”. Teoretycznie mogłem bowiem po niego na początku mych czytelniczych bojów, gdy to biblioteki nawiedzałem intensywnie, albo też skorzystać z pewnego wehikułu czasu, ale (znów) dopiero Vesper skusił mnie skutecznie. Sprawdźmy więc, czy Początki Stalowego Szczura zachęciły mnie do nawiązania dłuższej znajomości z Jamesem Bolivarem DiGrizem.
Ostrzegam na wstępie i zawczasu: wpis poniższy stanowi dowód na znaczenie czasu i kontekstu w odczytaniach. Ponad osiem lat temu popełniłem odważny czyn czytelnicz0-recenzencki – nie dość, że przeczytałem dwa opasłe tomiszcza pełne opowiadań, to jeszcze zrecenzowałem je wspólnie. Wtedy twory Jacka Vance’a pozostały w cieniu składających mu literacki hołd, ale powrót po latach pozwoli mi bardziej docenić tekst źródłowy. Kroniki umierającej Ziemi okazały się być lekturą wysoce przyjemną.
We wstępie do pierwszej na tym blogu recenzji książki autorstwa Roberta Silverberga popełniłem ryzykowne stwierdzenie, że Amerykanin jest autorem znanym nad Wisłą głównie z nazwiska. Jednak za sprawą klasyczno-wznowieniowych wysiłków wydawnictwa MAG czy też od niedawna i wydawnictwa Vesper ta hipoteza już w ogóle nie będzie warta ni funta kłaków. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę ogrom zasobów, z których można czerpać. Cóż, tak czy tak: Człowiek w labiryncie to kolejna cegiełka




