Gdyby zignorował podstawowe prawa fizyki oraz wszelką logikę przyczynowo-skutkową, mógłbym napisać, że autorzy Ekspansji przeczytali moją recenzję poprzedniego tomu cyklu i mając dość mego marudzenia, skręcili fabularnie w strony mi milsze. Porzucając zaś hipotetyczne ułudy, Wzlot Persepolis w pewnej mierze zdaje się być odpowiedzią na me grymasy. Historia wraca bowiem na tory mi bardziej miłe, a i ukazuje długofalowych planów narracyjnych autorskiego duetu. Szczegóły poniżej, bo gdzieżby inaczej?
Gdy Marco Inaros zaczął swą krucjatę przeciwko reszcie ludzkości, jego uderzenie z zaskoczenia zadziałało niezwykle skutecznie także za sprawą buntu i zniknięcia niemałej części marsjańskiej marynarki wojennej. Założona przez tych odstępców kolonia, Laconia, postanawia o sobie przypomnieć. Jej przywódca chciał bowiem nie tylko spokoju, ale i czasu by wprowadzić w życie swój plan. Ten zaś polega na podporządkowaniu sobie reszty ludzkości, lecz zależny jest od sił, które wykorzystywane być nie powinny.
Trudno pisać o wielotomowych cyklach bez odniesienia się do ich wewnętrznej dynamiki, więc od fabuły w tym kontekście zacznę. Wzlot Persepolis to wstęp do ostatniego aktu przygód Jamesa Holdena i jego (niekoniecznie) wesołej kompanii. Z niemałym zaskoczeniem odkryć można, że od wydarzeń z poprzedniej części minęło 30 lat. W przyszłości jednak nie ma to nazbyt znaczących konsekwencji medycznych, więc główną konsekwencją dla głównych bohaterów jest nagromadzona potrzeba odpoczynku (
Pisząc o poprzednich częściach, marudziłem nieco na porzucenie pewnego ważnego wątku. Tym razem wszyscy zainteresowani protomolekularnym zagrożeniem dostają od autorów solidną dawkę nadziei na odpowiednie tego zagadnienia wykończenie. W dodatku nie sprowadza się to tylko do kilku odpowiednio (potencjalnie) profetycznych wspominek, ale i zasadniczego elementu intrygi. Niestety, nieco pomarudzić można sam przeskok i jego konsekwencje, a w zasadzie ich brak. Wspomniane w powyższym akapicie zaskoczenie bierze się także z tego, że znacząca w pędzie ludzkiej historii długość przeskoku nie jest w powieści odpowiednio odnotowana. Przyznam szczerze i pierwszoosobowo, że musiałem po lekturze upewnić się, ile trwała ta przerwa. Brak skutków odczuwalnych dotkliwiej dla głównych bohaterów (z wyjątkiem od początku medycznie poharatanej Clarissy) sprawia natomiast, że główne zagrożenie zdaje się zjawiać znikąd i z nielogicznie wielką siłą. Gdy na chłodno prześledzić fakty, wszystko sens zdaje się mieć, ale podskórnie i tak coś odbiorcy nie gra.
Wzlot Persepolis mógłby też nieco więcej wycisnąć z bohaterów. Trzydzieści lat to mnóstwo czasu na zasianie ziaren niezgody lub też wprowadzenia innej odmiany (choć przyznać też trzeba, że wrzucanie ich poza kadrem też zbyt dobrym rozwiązaniem by nie było), ale w gruncie rzeczy dochodzi co najwyżej do powolnej ekstrapolacji wcześniejszych tendencji. W obliczu kolejnego kryzysu Holden zdaje się być bardziej świadomy swych przywar, a Amos daje intensywny pokaz swych zdolności do przemocy, ale i tak wszystko wraca względnie szybko do normy, czyli podszytego humorem heroizmu. Jednak to właśnie to niewymuszone bohaterstwo stanowi główny element serii i także w tym przypadku zapewnia wraz ze wspomnianą eskalacją bardzo solidną porcję rozrywki i czytelniczej satysfakcji. Zwłaszcza, że antagonistyczne Lakonia złolski potencjał ma niemały i nieoczywisty.
Krytyczne i drobiazgowe spojrzenie z perspektywy czasu na Wzlot Persepolis pozwala dostrzec niemałą dozę zmarnowanego potencjału i pozorność pewnych zmian. Jednak rdzeń opowieści pozostaje nienaruszony, zagrożenie jest niezaprzeczalnie poważne, a akcja dynamiczna. Egoistycznie zaś dodam, że najbardziej ucieszył mnie powrót do wątków protomolekularnych.
Wzlot Persepolis nastąpił i tam:
Ponieważ jesteśmy ludźmi, a ludzie są wrednymi, niezależnymi małpami, które osiągnęły wielkość, mordując wszystkie gatunki hominidów, które odważyły się krzywo na nas spojrzeć. Nie damy się kontrolować zbyt długo. Nawet przez siebie samych. Każdy inny plan to złudne marzenie.
Dodaj komentarz