Oto nadejszła wiekopomna chwila: na bloga przywędrowali kolejni autorzy z serii „dziwne, że tak późno”. Bracia Strugaccy to duet autorski, który trudno pominąć nie tylko w kontekście literatury science fiction, ale w ogóle literatury światowej. Z ich dorobkiem styczność miewałem w czasach jeszcze przedblogowych, ale gdy tylko zobaczyłem niniejszą książkę na charytatywnej aukcji, powstrzymać się nie mogłem. Niech więc Żuk w mrowisku tu opisany przypomni o tej wysoce utalentowanej parze.
Maksym Kammerer, doświadczony już KOMKON-u 2, otrzymuje nowe zadanie: ma odnaleźć Lwa Abałkina, Progresora, swoistego zwiadowcy planetarnego, który bez pozwolenia wrócił na Ziemię, a w dodatku po przylocie nie zgłosił się do odpowiednich służb. Przełożony Maksyma, zwany Ekscelencją Rudolf Sikorski, wydaje mu rozkaz niby jasny, ale nie do końca zrozumiały: ma go odnaleźć i podać jego lokalizację swojemu zwierzchnikowi. Jednak im dalej w dochodzenie, tym więcej niepokojących odpowiedzi, które rodzą jeszcze więcej pytań. W tle zaś pojawia się zagadkowe zagrożenie, nie tylko dla Kammerer i Abałkina.
Bracia Strugaccy tworzyli science fiction w stylu, w którym mało kto już dziś tworzy. Nie znaczy to, że ich proza jest z ex definitione lepsza od współczesnej, ale w prozie współczesnej i „zachodniej” zarazem akcenty rozkłada się zupełnie inaczej. Owszem, Żuk w mrowisku zawiera niemałą dawkę napięcia, znajdzie się tu kilka dynamicznych scen czy też ciekawych pomysłów oraz/lub obcych raz, lecz pełnią one rolę drugorzędną do innych właściwości. Właściwy natomiast dla recenzenta wyżej podpisanego jest taki, że atrybut ten trudno ubrać w słowa. Chodzi o coś co z braku bardziej precyzyjnego określenia można określić humanizmem: skoncentrowanie na postaci, próba wglądu w ich motywacje oraz krzywdy im wyrządzane.
Nawet te ciekawe elementy dla science fiction typowe rozpatrywać można pod tym kątem. Mowa tu głównie o idei Progresorów, czyli specjalistów od kontaktu z obcymi rasami, po części odpowiedzialnych za „podciąganie” ich do odpowiedniego poziomu cywilizacyjnego, a także Głowanów, czyli psom podobnych obcych, z którymi zaprzyjaźnił się poszukiwany. Wspomnieć można też o rozwiniętym wątku dochodzeniowo-detektywistycznym oraz odkrywanym stopniowo sekrecie/zagrożeniu. Wszystkie te elementy poprowadzone są umiejętnie i same w sobie mogą przyciągnąć czytelnika, zapewnić mu odpowiednią dozę rozrywki. Jednak pomiędzy fabularnymi nitkami czy też na ich splotach szybko okazuje się, że koniec końców najważniejszy jest właśnie człowiek.
Cóż zaś kryje się w historii i postaciach, że Żuk w mrowisku ma tak humanistyczny wydźwięk? Może będzie to nadinterpretacja, ale w dużej mierze łączy się to z ludzką niedoskonałością. Każda z postaci kluczowym dla fabuły albo popełnia błędy, albo też ma coś za uszami. Bywają to błędne założenia, bywają wpadki związane z zastanym systemem, a także i czyny moralnie wątpliwe popełniane w imieniu jakiegoś wyższego dobra (które to, jak zwykle, subiektywnym jest). Zdecydowanie niedoskonały jest i zastany system. Można tu bez nadmiernego wysiłku dostrzec pewne paralele polityczno-społeczne, ale o ile w czasie powstawania powieści znaczenie miały one bardziej wymowne, lecz oderwane od czasu i systemu schodzą na plan dalszy. Tekst zresztą broni się świetnie i bez nich, a ważniejsza jest uniwersalna nieludzkość wszelkich aparatów władzy powszechnej.
Żuk w mrowisku to powieść zdecydowanie warta uwagi i jednocześnie powieść, których teraz raczej się nie pisze. Odpowiednia dawki „fantastyki i przygody” w połączeniu z humanistycznym duchem opowieści tworzą mieszankę uwagi zdecydowanie wartą. Może i będzie to powiązanie nieco na wyrost i subiektywnie poczynione, ale choć tematyką i akcentami powieści obie się mocno różnią, to według mnie duchem bardzo tu blisko do Cylindra van Troffa.
Żuk w mrowisku krzątał się też tam:
- Dowolnik – McAgnes
Jacyś mędrcy z czysto naukowej ciekawości wpuścili żuka w mrowisko i z niezwykłą dokładnością rejestrują wszystkie niuanse mrówczej psychiki, wszystkie subtelności społecznej organizacji. A wystraszone mrówki krzątają się, przeżywają, gotowe są oddać życie za ojczysty kopiec i nie wiedzą, biedactwa, że żuk wypełznie koniec końców z mrowiska i pójdzie swoją drogą, nie czyniąc nikomu żadnej szkody… Wyobrażasz to sobie, Mak? Żadnej szkody! Przestańcie się roić! Wszystko będzie dobrze… A jeśli to nie „żuk w mrowisku”? Jeśli to „łasica w kurniku”? Wiesz, co to takiego, Mak – łasica w kurniku?
Luiza
Ooooooo, to jeszcze przede mną. Na pewno przeczytam. Dziękuję za (z)mobilizowanie mnie tym tekstem ; )
pozeracz
A coś w ogóle Strugackich czytałaś?
Natalia Tworek - Sudoł
Książki Strugackich są moim ogromnym wyrzutem sumienia. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się sięgnąć, chociaż po jedną z nich.
pozeracz
Polecam zdecydowanie. Ta byłaby całkiem znośna jak na pierwszy kontakt. Podobnie „Piknik na skraju drogi”.
Ambrose
Ja czytałem jak dotąd najgłośniejszą powieść Strugackich („Piknik na skraju drogi„), która wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie oraz „Przenicowany świat„, która już tak atrakcyjna dla mnie nie była. Po „Żuka w mrowisku” pewnie kiedyś sięgnę.
pozeracz
„Piknik na skraju drogi” czytałem bardzo dawno temu już – chyba jeszcze w liceum – i zdecydowanie pora go sobie odświeżyć.