Wit Szostak to autor, który nie przestaje mnie nie zadziwiać. Od pewnego momentu każda kolejna jego książka jest diametralnie różna od poprzedniej, choć zawsze wspólna pozostaje daleko idąca zabawa słowem. Da się też zauważyć pewne przenikania – w narratorami stylistycznie zróżnicowanych Cudzych słowach Magda poetycko „rozkłada słowa na części pierwsze i wtłacza w nowe konteksty”, a Szczelinami to już w stronę liryki zwrot zupełny.
Kategoria: Recenzje Strona 29 z 92
Amatorskim recenzentem będąc, mierzę się z dziełami o różnym kalibrze i wydźwięku. Do tych, o których krytycznie napisano już niemal wszystko, co do napisania było, podchodzę ostrożnie i osobiście, a wręcz i pierwszoosobowo. Trudno zaś o bardziej najeżonego jeża niż powieść graficzna uważana za jedną z najważniejszych dla gatunku, a w dodatku traktującą o Holocauście. Tak, tak – w moje ręce (za sprawą pomocnego przyjaciela) trafił Maus Arta Spiegelmana.
Może i będzie to nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tematu, ale Janusz A. Zajdel miał tego pecha, że tworzył wtedy, gdy tworzył i Stanisław Lem. Owszem, jest Nagroda Fandomu Polskiego, jest estyma dla książek, ale nie ma paranoi Dicka, nie ma adaptacji Tarkowskiego ni też Roku Zajdla. Nie mam żadnego błyskotliwego wniosku ni też puenty dowcipnej, więc po prostu zrobię najlepszą rzecz, jaką mogę dla twórczości pisarza z Warszawy: napiszę Wam, czy warto sięgnąć po Cylinder van Troffa.
Po sukcesie Baśni o wężowym sercu Radek Rak jednocześnie znalazł się w sytuacji godnej pozazdroszczenia, ale i wkroczył na grunt grząski. Z jednej bowiem strony flesze, Nike i nagrody, a z drugiej kapryśne zainteresowanie głównego nurtu i pułapka szczytu (choćby chwilowego). Gdy okazało się, że Agla. Alef to nie tylko powrót do jednoznacznie fantastycznych korzeni, ale i powieść dla czytelników ciut młodszych, grunt grząski zrobił się jeszcze bardziej. Sprawdźmy, jak z autor z niego wybrnął.
Zabrzmi to może nieco niewłaściwie, ale dopiero wojna na Ukrainie sprawiła, że w końcu sięgnąłem po książkę Ziemowita Szczerka. Do roku 2020 był on bowiem nawet obecny na liście mych (nie)postanowień, ale zabrakło mi determinacji oraz/lub okazji, by je spełnić. W końcu do akcji wkroczyć musiało ArtRage i ich drugi pomocowy pakiet książek. Wsparłem więc cel szczytny (do czego i Was mocno zachęcam, na przykład przez PAH), a Przyjdzie Mordor i nas zje trafił w moje łapska.