"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Długa droga przez wstyd i wyparcie, czyli „Legenda o samobójstwie” Davida Vanna

Nie tylko czytanie literatury może prowadzić do katharsis, pisanie także może prowadzić do emocjonalnego oczyszczenia. W wywiadzie z New Yorkerem David Vann stwierdził, że pisanie książki stanowiło dla niego dużo więcej niż terapię. Uczucie straty po samobójstwie kogoś bliskiego to, według pisarza, to długa droga przez wstyd, złość poczucie winy, zaprzeczenie i tym podobne. Fikcja zaś stanowi sposób na obrócenie najpaskudniejszych części życia w coś pięknego. Tym właśnie miała być Legenda o samobójstwie, która stanowi literackie przetworzenie doświadczeń autora.

legenda vann okładka

Nie przepadam za zaglądaniem autorowi w życiorys, ale akurat w tym przypadku trudno tego uniknąć. Jest to książka osobista tak bardzo, że aż na me pisanie wpływa i wyklucza mój zwyczaj unikania pierwszej osoby w recenzjach. Legenda o samobójstwie to zbiór pięciu krótkich opowiadań i jednego tekstu dłuższego, który można zakwalifikować jako nowelę. Wszystkie obracają wokół Roya i jego ojca, Jima – od narodzin chłopaka, przez rozstanie rodziców aż po tragiczne końce ich związku. David Vann przetwarza swoje wspomnienia na teksty, ale historie prowadzi czasem sprzecznymi ze sobą ścieżkami, innymi niż poszło życie. Nowela, Wyspa Sukkwan, opowiada o wspólnym wyjeździe ojca i syna na południowoalaskańska wyspę, wyjeździe mającym być szkołą życia i bliskości, który w rzeczywistości był samotnym wyjazdem ojca, ostatnim wyjazdem.

Legenda o samobójstwie rzeczywiście zabiera czytelnika w literacką drogę przez wstyd, złość, strach i wiele innych emocji. Choć nie brak tu postaci pobocznych, jak matka Roya, jego siostra czy macocha, to w zasadzie świat kurczy się tu tylko do ojca i syna oraz ich emocji. I czytelnika, o ile tylko na to pozwoli. Trudno na to nie pozwolić. Przyznam szczerze, że czytanie o tragicznych losach ojców i synów jest dla mnie podwójnie trudne, odkąd sam zostałem ojcem. Czytanie wspomnianej na tylnej okładce Drogi Cormaca McMcarthy’ego wymusiło na mnie oddalenie się od narracji, postawienie emocjonalnego muru. Zbiór Vanna zburzył ten mur bardzo szybko, pozostawiając mnie otwartego na ten przytłaczający do cna ładunek emocjonalny. Domek na Sukkwan stał się na pewien czas krótki a trudny czas moim domem. Chciałem trzasnąć drzwiami i uciec, ale nie mogłem. Podobny los może czekać Was.

sukkwan okładka

David Vann mógł napisać książkę przedstawiającą po prostu to, co zaszło. Jednak nawet w najbardziej szczerym wydaniu, nie mogła by to być opowieść tak głęboka psychologicznie i ukazująca tyle prawdy o świecie. Już w pierwszym opowiadaniu, zatytułowanym Ichtiologia, Vann w zaskakujący i dobitny sposób wykorzystuje mikroświat akwarium do ukazania brutalności życia ludzkiego. W kilku prostych słowach autor odmalował tu obraz, który zostaje z czytelnikiem na długo. Prostota stylu wyróżnia całość książki – Amerykanin korzysta z języka ostrożnie i oszczędnie, ale bardzo efektywnie. Gdy potrzeba, potrafi za pomocą paru prostych słów, kilku krótkich zdań odmalować scenę wpadającą płynnie w metaforę. Świetnie wypada scena powrotu do domu we mgle, gdy Roy czuje, że ojciec znikający mu z oczu znika na prawdę. To wiąże się zresztą z pewnym ważnym elementem fabuły – splotem świata wewnętrznego i zewnętrznego. Życie autora łączy się z fikcją, a życie wewnętrzne ojca staje się codziennością syna.

Legenda o samobójstwie jest przy tym także książką o trudnych rodzinnych relacjach i walce ze samym sobą. Nie ma tu co prawda subtelnego portretu rodzinnego ze zrzucanymi maskami czy fikcją codzienności – przedstawiona sytuacja nie jest też przejaskrawiona, a po prostu ukazana dosadnie. Rozwód, zdrada czy niskie poczucie własnej wartości to tematy w literaturze powszednie, ale ukazanie ich w tym omalże dwuosobowym świecie pozwala się dokładnie przyjrzeć ich destruktywnemu wpływowi na związki międzyludzkie. Choć nie wszystko tu jest podany na tacy, a Vann niemal mimochodem pogłębia obraz rodziny Roya przed jej rozpadem i pozwala czytelnikowi inaczej spojrzeć na kilka spraw. Do samego końca trudną do oceny postacią pozostaje ojciec, w którego portretowaniu niemal namacalnie czuć zmagania autora z obrazem własnego ojca. Momentami z tekstu przebija współczucie dla faceta, który w pewnym momencie źle wybrał i potem konsekwentnie wszystko mu się sypało, ale z drugiej wygląda na mężczyznę, które nie wie, czego chce i nie jest zdolny do głębszej refleksji nad swoją postawą. Po zakończeniu lektury zdziwiłem się też, jak bardzo w cieniu pozostał narrator. Niby są w jego przemyśleniach fragmenty cudnie nastoletnie, ale tak na prawdę to czytelnik poznaje głównie jego reakcje na to, co się dzieje, a do życie wewnętrznego ma nikły wgląd.

vann foto

Mam nadzieję, że udało Wam się wyłowić z tego chaosu fakt, że Legenda o samobójstwie to powieść bardzo dobra. Jakże aktualnie pasuje do dyskusji o czerpaniu przyjemności z czytania. Tu łatwiej przyjemności nie ma – jest rozpad, ból i bezsilność, ale i tak lektura powieści Vanna poczucie literackiej satysfakcji niesie ze sobą wysokie. Wydawnictwo Pauza wchodzi na rynek bardzo mocnym akcentem – oby tak dalej!

Serdeczne podziękowania dla Wydawnictwa Pauza za przesłanie egzemplarza do recenzji

pauza logo

O książce przeczytacie też tu:

Wcześniej to było życie, ale teraz stało się niczym.

Poprzedni

Wespół w zespół Królowi na pohybel, czyli polemika z esejem „Nowy analfabetyzm”

Następne

Surowa pani sprzed wieku, czyli „Na srebrnym globie” Jerzego Żuławskiego

7 komentarzy

  1. Aj, jestem odrobinę rozczarowany formą książki. Po wywiadzie na Twoim blogu przeprowadzonym z właścicielką Pauzy, liczyłem po cichu na twarde oprawki. Z tego względu wspomniane dzieło przeczytam tylko, kiedy uda mi się je upolować w bibliotece.

    Cenię sobie twórców, którzy oszczędnie używają słów, a czynią to w sposób efektywny. Trudna to sztuka 🙂

    • pozeracz

      Hmmm… Twarda okładka to aż tak ważny element? Ja nie przykładam do tego dużej wagi, o ile wydanie jest staranne pod innymi względami. Myślę, że nowe wydawnictwo mogło nie chcieć zaczynać od droższej opcji.

      • Jeśli mam zamiar kupić książkę, to owszem, okładka ma dla mnie spore znaczenie. Miękkie wydania szybciej się niszczą, nawet w trakcie czytania, stąd staram się ich unikać w mojej prywatnej biblioteczce. Takie egzemplarze wolę wypożyczać 🙂

        • pozeracz

          Wszystko jasne. Ja jakoś nie mam złych doświadczeń z miękkimi. Ale za to myślę, że spodobałby się anglosaski system wydawniczy, bo tam zawsze jako pierwsze wychodzi wydanie twardookładkowe – przynajmniej w przypadku tych choć trochę wyczekiwanych książek.

  2. Podtrzymuję stanowisko kolegi Ambrose’a, że zapewne sięgnę po książkę, gdy pojawi się w mojej bibliotece, ALE to tylko dlatego, że obecnie nie czuję „apetytu” na taką akurat mieszankę emocji i refleksji…ale do czasu! Spokojnie. A wtedy zajrzę ponownie i zostawię coś dłuższego 😉
    Byłem przekonany – nie wiem, czemu – że to powieść, a tu proszę – niemałe zaskoczenie!

    PS. Wydawnictwu Pauza wypada tylko życzyć (dalszych) sukcesów na rynku wydawniczym 😉

    • pozeracz

      Czytałem nawet, że w Wielkiej Brytanii wydawca celowo zataił fakt, że to opowiadania, bo te tam się ponoć gorzej sprzedają. Nie tylko u nas rynek książkowy ma problemy.

      A co do dalszych – książka Mirandy July jest wyczekiwana, gdyż narobiła niedawno nieco hałasu zagranicą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén