"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Na pohybel sansarze, czyli „Brud” Davida Vanna

Niemal dwa lata temu opublikowałem na blogu wywiad z Anitą Musioł, a krótko potem recenzję pierwszej książki jej wydawnictwa. Prozatorski debiut Davida Vanna był formą autoterapii, wyrzucenia z siebie rzeczywistej traumy, samobójstwa ojca. Brud Amerykanina to z kolei odbicie relacji z matką i kolejna wycieczka w mroki międzyludzkich relacji, choć tym razem w wydaniu (po części prześmiewczym). Czy jest to jednak dobra literatura? Sprawdźmy.

brud vann

.

Buddyzm definiuje sansarę jako cykl przemian obejmujący wszystkie byty, bez końca powtarzany proces upadku i tworzenia. Galen próbuje z tego cyklu się wyrwać. Nie pozwala mu na to jednak przyziemny ciężar bagażu rodzinnych traum i wypaczeń… oraz wypranie mózgu newage’owymi bredniami. Zdziwaczała matka, cierpiąca na Alzheimera zamknięta w domu opieki oraz nienawiścią pałające ciotka z córką. Ta ostatnia, Jennifer, jest podwójnie problematyczna, bo umiejętnie podkręca nieumiejętnie tłumioną seksualną frustrację chłopaka. Tradycyjny, coroczny wyjazd do domku w górach zapowiada się na prawdziwą pentadramę.

Brud to powieść o rodzinie, ale jednym z głównych motywów jest władza. Jest ona zdobywana i utrzymywana na różne sposoby, ale główna trójca to: przemoc, pieniądze i seks. Dziadek Galena bił jego babcię, aby umocnić swoją dominację. Matka Galena ogranicza mu dostęp do konta babci, żeby utrzymać go siłą przy sobie. Jennifer w wyrachowany i wysoce skuteczny sposób wykorzystuje seksualną nieporadność i pożądanie głównego bohatera, aby go kontrolować. On sam z kolei ląduje na dnie większość porządków dziobania. Buddyzm, medytacja i z naturą obcowanie stanowią próby odzyskania wpływu na swój żywot, ale wypadają one rozpaczliwie i komicznie. Udaje mu się to dopiero, gdy sam stosuje przemoc i to w wydaniu ekstremalnym. Jednak nawet w tym momencie po kilku chwilach czytelnik dostrzega, że tak naprawdę jest to ostateczna kontroli utrata. Dynamika rodzinnych hierarchii jest tu ukazana bardzo wyraziście.

brud vann okładki

.

Znaczną część powieści zapełniają wewnętrzne monologi Galena, które to obracają się wokół wspomnianych wcześniej filozoficznych starań. Zgodnie z buddystyczną nomenklaturą protagonista uważa się za dojrzały byt, doświadczony reinkarnacyjnie, i próbuje zjednoczyć się z naturą, wyzbyć się ograniczeń cielesnych i transcendentalnie się spełnić. Jednak bez mentora, bez odpowiedniego nakierowania i przy zwichrowanej psychice głównego bohatera, jego religijne rozważania ocierają się raczej o natchniony bełkot, a pokojowe prawdy miast do harmonii prowadzą do konfliktu i przemocy. Brud pokazuje, że w nieodpowiednich rękach (czy też w niezrównoważonym umyśle) nawet najbardziej pacyfistyczne przekonania wypaczeniu ulec mogą. Warto w tym momencie wskazać na wieloznaczność oryginalnego tytułu, gdyż dirt to nie tylko brud i brudy (w kontekście życia prywatnego), ale i ziemia/gleba i nieprzyzwoitość/sprośność. Każda z tych definicji ma w powieści swe odbicie. Solidną robotę wykonała też Dobromiła Jankowska, która musiała się z tymi andronami zmierzyć i przełożyła je boleśnie wręcz akuratnie.

Przy całym emocjonalnym ciężarze fabuły i sugestywności wielu scen Brud jest też powieścią pełną humoru. Jest to humor specyficzny, prześmiewczy, momentami nawet okrutny, ale uciec od niego się nie da. Główną osią satyry jest oczywiście Galen i jego wewnętrzne monologi. Protagonista to postać przerysowana, rozpieszczony, przekonany o swojej wyższości egoista, który nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności i uzależnienia od matki. Jak pokazuje cytat tekst niniejszy wieńczący, wystarczy mu kubek herbaty by pretensjonalne pasaże snuć. Podobnie jest z jego zachowaniem, które bywa w dziecinny sposób komiczne i tragiczne zarazem, gdy weźmie się pod uwagę wiek bohatera. Jednak u sporej części czytelników przemyślenia i ekscesy jedynaka wzbudzić mogą raczej politowanie lub dyskomfort niż politowanie. Nie jest to bowiem czysta satyra ni też czarny humor, a dziwna i nie w pełni udana mieszanka kpiny i groteski.

brud vann

.

Brud Davida Vanna to przede wszystkim literatura prowokacyjna i dyskomfort wywołująca. Połączenie prześmiewczej, wyolbrzymionej kreacji postaci z wyrazistym ukazaniem rodzinnych relacji oraz sugestywnością niektórych scen tworzy mieszankę niełatwą w odbiorze. Jeśli jednak lubicie czasem wytrącić się z równowagi i poczuć literacko nieswojo, to na pewno w tej powieści znajdziecie wiele dla siebie.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

brud pauza logo

Herbata była plamą w wodzie, ciemniejszą bliżej dna. Zwiędnięte zielone listki mięty, szorstkie od maleńkich guzków. Świat jak wielka powódź, w której nic nigdy się nie zatrzymuje. Nie da się go kontrolować, nie da się zatrzymać. Rósł i się zagęszczał, naciskał.

Poprzedni

Sentymentalne swawole (i stryjaszek Pepi), czyli „Taka piękna żałoba” Bohumila Hrabala

Następne

Bo mu nadto dokuczyli, czyli „Baśń o wężowym sercu” Radka Raka

6 komentarzy

  1. Ha, ukazywanie rodziny jako środowiska wysoce dysfunkcyjnego, w którym zachodzi szereg negatywnych interakcji skutkujących głębokimi traumami przeżywa chyba ostatnio renesans. Czytam obecnie „Spadek” Vigdis Hjorth i tematyka tej powieści jest bardzo zbliżona do „Brudu”. Z innych dzieł przeczytanych przeze mnie w tym roku, o rodzinie mówiących raczej w negatywnym świetle, są jeszcze „Kolor milczenia” (Elia Barceló), „Sznurówki” (Domenico Starnone), „Miłość, ciekawość, prozac i wątpliwości” (Lucia Etxebarría), „Przypomnij sobie” (Elina Hirvonen). Trochę się tego uzbierało 🙂

    • pozeracz

      Za sprawą Twojego komentarza przypomniała mi się „Amerykańska Sielanka” Philipa Rotha. Tam co prawda głównym wątkiem była ułuda protagonisty, ale rodzinne okrucieństwa widoczne były w losach córki. Jednak poza tym wychodzi mi na to, że rzadko (choć nie celowo) sięgam po powieści z tym wątkiem w roli głównej.

  2. awita

    Byłam na spotkaniu autorskim z pisarzem. „Brud” jest książką w dużej mierze autobiograficzną i spełniła rolę terapeutyczną w życiu Vanna, dzięki niej poradził sobie z traumatyczną relacją z matką, od której wreszcie się uwolnił. Opowiadał o tym koszmarze, ale tak z humorem i dystansem.
    Do listy książek o toksycznych, dysfunkcjonalnych rodzinach dorzucę jeszcze „Śpiewajcie z prochów, śpiewajcie” Jesmyn Ward.

    • pozeracz

      Ja zaś posłuchałem jutobowego wywiadu z Vannem. Rzeczywiście zdawał się do sprawy podchodzić z dystansem i humorem.

  3. Pamiętam swoje wrażenia z pierwszego spotkania z Davidem Vannem. Patrzę sobie właśnie na rybki na okładce ” Legendy o samobójstwie”. Tam traumą do przepracowania był ojciec, a temat ten autor potraktował poważnie i – nie wydaje mi się to określenie przesadne – z szacunkiem. Przemawiało to do mnie jako całość. Wierzyłam Davidowi. Z tego co piszesz wynika, że „Brud” to zupełnie inne podejście do rozgrywki autora z samym sobą. Ciekawe.

    • pozeracz

      Tak, podejście jest inne, ale nadal wiarygodne. Zresztą wydaje mi się, że przepracowanie tej traumy poprzez pryzmat czarnego humoru jest mi osobiści nawet bliższe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén