W swym kilkuletnim już blogowaniu pisałem o książkach z wydawnictw przeróżnych, zdobywanych na sposoby różne. Jednak tylko dwa wydawnictwa stały się niemal stuprocentowymi pewniakami: jeśli coś wydają, to na pewno czas pewien przeczytacie o tym na blogu. Pierwsze to ubogacająca mnie międzynarodowo Pauza, a drugie to ufantastyczniający mnie lokalnie Powergraph. Co prawda ze względu na różne nadmiary odpuściłem sobie tymczasowo Anatomię pęknięcia Michała Protasiuka, to Płomień już musiał się tu znaleźć.
Tag: science-fiction Strona 8 z 16
Lavie Tidhar jest jednym z tych autorów, którzy migotali gdzieś na granicach moich zainteresowań fantastycznych od pewnego czasu. Jest to zresztą jeden z tych autorów, którzy od kilku lat zbiera całe fury nagród i nominacji, ale jakoś szerszej sławy nie zdobył. Dopiero jednak pakiet Humble Bundle od wydawnictwa Tachyon, który to na blogu już gościł, zagonił Pożeracza w jego strony. Tak oto i z pomocą Kindle’a (o którym chyba w końcu niedługo napiszę coś więcej) moim celem stałą się Ziemia nieświęta.
Lektura zwieńczenia dowolnego niemal cyklu wiąże się z nieuchronnym rozczarowaniem. Zawód może spowodować sam końcowy tom niespełniający oczekiwań nagromadzonych podczas lektury poprzednich. Z drugiej zaś strony, im lepszy finał, tym większy smutek wywołany koniecznością pożegnania się z bohaterami oraz/lub światem. Owszem, do każdej książki można wrócić, ale – wybaczcie banał – pierwsze czytanie jest tylko jedno. Dość jednak tych rozkmin, pora na Revenat Gun, czyli pożegnanie z cyklem Machineries of the Empire.
Na samym początku popełnię rzecz karygodną z perspektywy twórcy internetowego: odeślę Was do artykuły innego autora. Marcin Zwierzchowski, znany facebookowo jako Kulturalny Człowiek, napisał bowiem ciekawy dla Lubimyczytać.pl ciekawy tekst o tym, jak to do dyskusji fantastyczno-naukowych nie zaprasza się autorów literatury science-fiction, a Lem postrzegany jest jako koniec i początek całego gatunku. Czemuż jednak przywołuję to w tym miejscu? Gdyż Podarować niebo Romualda Pawlaka to właśnie fantastyka zbliżona pod wieloma względami do tej lemowskiej.
W swoich wpisach motywy tropiących trzymałem się jak dotąd tematów, które może i czasem zahaczały o fantastykę, ale były głęboko historycznie w literaturze osadzone. Nadeszła jednak pora na chronologiczny skok w czasy nam bliższe i na rozkminę spokrewnioną bardzo blisko z i ograniczoną niemal wyłącznie do fantastyki naukowej. Motyw podróży w czasie początki swe ma co prawda w wieku osiemnastym, lecz rozmachu nabrał prawdziwie w poprzednim stuleciu. Dość jednak wstępów i paplania – pora na sedno.