"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Między metaalternatywami, czyli „Ziemia nieświęta” Laviego Tidhara

Lavie Tidhar jest jednym z tych autorów, którzy migotali gdzieś na granicach moich zainteresowań fantastycznych od pewnego czasu. Jest to zresztą jeden z tych autorów, którzy od kilku lat zbiera całe fury nagród i nominacji, ale jakoś szerszej sławy nie zdobył. Dopiero jednak pakiet Humble Bundle od wydawnictwa Tachyon, który to na blogu już gościł, zagonił Pożeracza w jego strony. Tak oto i z pomocą Kindle’a (o którym chyba w końcu niedługo napiszę coś więcej) moim celem stałą się Ziemia nieświęta.

ziemia nieświęta tidhar

W świecie, do którego wraca Lior Tirosh, Palestyna to państwo żydowskie założone na wschodzie Afryki. Została utworzona w wyniku planu przedstawionego przez Teodora Herzla na szóstym Światowym Kongresie Syjonistycznym. Jednak zmiana miejsca nie przyniosła ze sobą pokoju i bezwarunkowej szczęśliwości. W kraju budowanym jest bowiem potężny mur, który ma powstrzymać napływ afrykańskich uchodźców, wysiedleńców z zajętych ziem oraz potencjalnych zamachowców. Autor pulpowych powieści wraca nie po to, by ingerować w losy swojego kraju, lecz by odnaleźć zaginioną siostrzenicę. Aczkolwiek już w samolocie nachodzą go dziwne przeczucia i myśli zakotłowanie.

Na pierwszy rzut oka Ziemia nieświęta wygląda na całkiem interesujący przykład historii alternatywnej. Lavie Tidhar sięgnął po bardzo mały znany epizod historii — plan Herzla od wzbudzał kontrowersje już wśród samych syjonistów, a porzucony został ostatecznie po badaniach komisji. Jednak taki punkt wyjściowy stanowi nie tylko ciekawy przyczynek do komentarza na temat aktualnego stanu państwa Izrael, ale też przemyśleń na temat momentów zwrotnych w historii. Przenosiny narodu żydowskiego na wschód Afryki doprowadziły bowiem do częściowego rozładowania nastrojów antysemickich, co zapobiegło Holocaustowi (choć Hitler i tak doszedł do władzy). Jednak dość szybko okazuje się, że „nasza” i opisana powyżej to tylko dwie z nieskończonych niemal ścieżek, którymi podążały losy (wszech)świata. Nie będę tu zdradzał zbyt wiele, by frajdy nie psuć, ale popisy wyobraźni autora robią wrażenie.

lavie tidhar okładki

Idąc zaś dalej, historia alternatywna podlana sosem science-fiction to tylko jeden z zestawów motywów wykorzystanych przez Tidhara. Perypetie protagonisty po wylądowaniu dość szybko zaczynają skręcać w stronę kryminału z pogranicza noir i hardboiled, lecz w prześmiewczym, autotematycznym wydaniu. Lior Tirosh pisze pulpowe powieści, a w poszukiwaniach siostrzenicy zaczyna aż za mocno wcielać się w ich schematy, nie zdając sobie z tego sprawy. Jego zachowanie i zupełny brak kompetencji do mieszania się w tak poważne sprawy jest za to widoczny i oczywisty dla postaci pobocznych. Trzeba też przyznać, że Tidhar wspomniane kryminalne skręty świetnie i przekonująco podparł stylistycznie. Fabularną ciekawostką jest to, że momentami można odnieść wrażenie, że to wydarzenia dostosowują się do fantazji głównego bohatera, nie zaś odwrotnie.

Jednak po części z wyżej wymienionych powodów Ziemia nieświęta ma z tym protagonistą pewien problem. Od pewnego momentu można bowiem odnieść wrażenie, że — mimo zwodzenie samego siebie — traci on sprawczość fabularną. Innymi słowy staje się tym niezbyt przez Pożeracza lubianym bohaterem, który staje się narzędziem opowiadanej historii, zatracając (wiadomo, że i tak złudną, ale dla czytelniczej frajdy ważną) decyzyjność. Na całe szczęście nie brak ciekawych, wyrazistych postaci blisko pierwszego szeregu. Prym wiodą tu śledczy Bloom oraz wędrująca między wersjami światów agentka Nur. W ich przypadku nie brak zdecydowania, siły, a nawet i problemów etycznych i moralnych. Wypadają znacznie bardziej interesująco od nieco bezbarwnego protagonisty.

lavie tidhar

Ziemia nieświęta Laviego Tidhara to powieść przede wszystkim intrygująca i dająca do myślenia. Kreacja świata alternatywnego oraz metazabawy zabawy stylistyczne to zdecydowanie najmocniejsze strony książki. Odbiór psuje bezbarwny główny bohater pozbawiony fabularnej siły sprawczej, ale interesujące postaci z drugiego planu pozwalają przymknąć na to oko. Najważniejszy wniosek jest zaś taki, że autor dołącza do grona tych, których książek będę wypatrywał.

W tym momencie Tirosha zalała fala wspomnień. Jak to możliwe, że zapomniał o Palestynie? Człowiek zawsze pamięta ojczyznę bez względu na to, jak długo przebywa za granicą, gdzie ma nad sobą inne niebo i mówi innym językiem. Trapiące go ostatnio zmartwienia i wątpliwości nagle się rozwiały. Odmieniło się nawet powietrze w samolocie, stało się bardziej wilgotne i ciepłe. Gdy maszyna zaczęła podchodzić do lądowania, góry się rozbiegły i w dali ukazała się Dolina Wielkiego Rowu, za nią natomiast szaroniebieska smuga – ocean.

Poprzedni

Początek i koniec, czyli „Ruchome obrazki” Terry’ego Pratchetta

Następne

Spodziewaj się (nie)spodziewanego, czyli „Płomień” Magdaleny Salik

2 komentarze

  1. Proszę, proszę. Całkiem niedawno, za sprawą Arnolda Zweiga, miałem okazję gościć literacko w Brytyjskim Mandacie Palestyny, przyglądając się jak wyglądały początki państwa Izrael. Dlatego tym bardziej jestem zainteresowany alternatywną wizją budowy izraelskiej państwowości.

    • pozeracz

      Ciekawe są takie synchroniczne okoliczności zbiegi. A historia ludu żydowskiego i państwa Izrael to taki trochę destylat okrucieństwa ludzkiego i brutalności polityki. I tym bardziej uwypukla to, co dzieje się tam aktualnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén