Początkowo planowałem z czytania malazańskiej serii Esslemonta zrobić coroczny zwyczaj cykliczny, podobnie jak w przypadku serii Wegnera, lecz doszło po poślizgu. Od opublikowania recenzji części poprzedniej minęły niemal dwa lata, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Niezrażony brakiem komentarzy pod tamtym tekstem (wink wink, nudge nudge) i nieustającym ociągactwem MAGa zapraszam do zapoznania się z moim wrażeniami z Orb Sceptre Throne.

Orb Sceptre Throne

Darujhistan to miasto, w którym rozpoczęła się malazańska saga. Po zakończeniu oblężenia i upadku Odprysku Księżyca to miasto snów i niebieskiego płomienia powróciła to politykowania, kłótni i handlu. Okazuje się jednak, że względny spokój to jedynie cisza przed burzą. Pewien uczony odkrywa niemal przypadkiem zamkniętą komnatę i doprowadza do zbudzenia pradawnego zła, które ma chrapkę na odzyskanie władzy. Na szczęście w mieście i regionie nie brak tych, którzy zechcą się mu przeciwstawić. Od niedobitków z Podpalaczy Mostów (nieoficjalnie weteranów, oficjalnie dezerterów), przez radośnie i głupkowato niepozornego Kruppe aż po potężnych ascendentów. A pośrodku i pomiędzy interesy imperiów, bóstw i całych ludów.

Po przeczytaniu powyższego streszczenia (i tak mocno okrojonego) można odnieść wrażenie, że Orb Sceptre Throne to po prostu sztampowe fantasy z wielkim złym wyłażącym z jakich katakumb. Jednak o ile ogólny zarys fabuły sprawia takie wrażenie, to Jaghut tkwi tu w szczegółach. Esslemont łączy bowiem odpowiednie dopracowanie elementów sztampowych i połączenie ich z detalami, które pokazują dystans do konwencji. Jest tu więc odpowiednio złowieszczy i okrutny złot potężną magią władający, ale i za jednego z głównych oponentów ma słodkości wielbiącego grubaska, który działając za kulisami szykuje upadek tyrana na sposób niemal komiczny. Jest dwóch niekompetentnych wojaków przekomarzających się nieustannie, ale ci z kolei zostają wpleceni w misterny plan realizowany niemal przez całość fabuły.

Orb Sceptre Throne

W tym cyklu pozostały mi jeszcze te dwie

W recenzji poprzedniego tomu pisałem, że czytanie było jak spotkanie ze dobrymi znajomymi. Prawdą jest to i w przypadku Orb Sceptre Throne. Stron konfliktu jest znów kilka, punkty widzenia zróżnicowane, a do polityki mieszają się bóstwa i potężne jednostki. Do tego powracają postaci znane z głównego cyklu i konflikt z tamtego tkwi gdzieś w tle. Jest nawet gościnny występ indywiduów z humorystycznie-makabrycznej serii pobocznej. Znaczącą odmianą w porównaniu z poprzedzającym Stonewielderem jest zwiększenie dawki humoru – już sam Kruppe wystarcza za kilka komicznych przerywników, ale do tego dochodzą wspomniani Leff i Scorch. Nie brak tu też czarnego humoru i wątków nieco poważniejszych. Ciekawym, choć nieco oderwanym od reszty, wątkiem jest historia młodego rekruta, który powoli uczy się na czym polega żołnierka i z wyśmiewanego żółtodzioba staje się towarzyszem broni. Braterstwo w obliczu wroga, losu i innych potęg to w ogóle ważny motyw w całym cyklu malazańskim.

Zaznaczyć jednak trzeba uczciwie, że mamy tu do czynienia z typową dla cyklu sytuacją, w której zalety dla niektórych szybko mogą stać się wadami. Mówiąc prosto: by cieszyć się Orb Sceptre Throne trzeba zaakceptować malazańską odmianę fantasy z całym jej inwentarzem. Namnożenie wątków, postaci i frakcji fanów Eriksona i Esslemonta ucieszy, ale innych może odstraszyć – i dotyczy to wszystkich książek z tego świata poza tymi o Bauchelainie i Korbalu Broachu. Podobnie jest z niektórymi schematami fabularnymi, pokazami potężnej magii, powracającymi motywami (odkupienie, braterstwo, powinność) czy też raczej przewidywalnym (w ogólnym zarysie) finałem.

Orb Sceptre Throne

Orb Sceptre Throne to po prostu kolejna, bardzo solidnie wypalona w malazańskim piecu cegiełka. Po tej powieści widać, że Ian C. Esslemont znalazł swoją metodę na rozwijanie tego i tak bogatego świata. Ja sam z przyjemnością wracam co jakiś czas do Malazu – te odwiedziny też były bardzo udane, ale jednocześnie i u mnie tli się chęć na to, by któryś z autorów spróbował czegoś nieco innego, bardziej skondensowanego. Może powieści Eriksona o Karsie spełnią te zachcianki? Czas pokaże.

Tyranny remains because the weak and fearful seek it.