Po sukcesie Baśni o wężowym sercu Radek Rak jednocześnie znalazł się w sytuacji godnej pozazdroszczenia, ale i wkroczył na grunt grząski. Z jednej bowiem strony flesze, Nike i nagrody, a z drugiej kapryśne zainteresowanie głównego nurtu i pułapka szczytu (choćby chwilowego). Gdy okazało się, że Agla. Alef to nie tylko powrót do jednoznacznie fantastycznych korzeni, ale i powieść dla czytelników ciut młodszych, grunt grząski zrobił się jeszcze bardziej. Sprawdźmy, jak z autor z niego wybrnął.
Przedłużająca się wyprawa i połączony z nią brak wieści od ojca coraz mocniej dają się we znaki Sofji Kluk. Jednak gdy uczelniani współpracownicy profesora wysyłają upartą i wygadaną młodą kobietą na naukę do czarodziejki, życie adeptki zdecydowanie przyspiesza. W mieście żyjącym w cieniu tajemniczego Cara i podległego mu Urzędu Bezpieczeństwa czeka przygoda i przyjaźń, ale też mrok i niebezpieczeństwo. Sofję czekają trudne wybory i jeszcze trudniejsze chwile.
Może i będzie to zakrawać na bezczelny autoplagiat, ale dobre porównanie szkoda marnować. Gdy pisałem o Pustym niebie, wykorzystałem metaforykę Rolanda Barthesa, a mianowicie dziewczynę pracującą przy kołowrotku. W Agla. Alef Radek Rak znów splótł ze sobą kilka nitkowątków i stworzył z nich oryginalną kreację. Tym razem za bazę światotwórczą nie posłużył Lublin – w uniwersyteckim Tybil da się natomiast wyłapać wyraziste nuty Krakowa. Mamy tu więc górujący nad miastem Hrad czy też spowicie w półmroku i trujące mgły smog krakowski na myśl przywodzące. Autor znów postawił na specyficzne wykolejenie czy też przekształcenie historii, w którym to elementy znane nam z historii (car, zsyłki na Syberię) czy sztuki (Sofja Kluk czyta dzieła wielu znanych nam autorów) połączone są z elementami nadprzyrodzonymi, które zupełnie odmieniają niektóre sfery życia. Jednocześnie mimo tych zmian nurt historii zdaje się być niezmieniony: choć na dnie drabiny społecznej są gobliny, to sama drabina nadal pozostaje na miejscu, natomiast carska władza napotyka coraz mocniejszy opór, a w powietrzu czuć rewolucję.
Intrygujący jest tu też niemal całkowity brak ekspozycji na czytelnika skoncentrowanej: nie dowiadujemy się więc, czy świat ten jest taki od zawsze, czy może to w „naszym” świecie w pewnym momencie doszło do jakiegoś odkrycia, kataklizmu czy innego magicznego przebudzenia. W Agla. Alef rzeczy oczywiste nie są tu objaśniane, bo są dla wszystkich mieszkańców Tybil jasne. Odbiorca przy okazji fabuły może wiele wywnioskować, pozna topografię miasta i jego społeczne podziały, ale ma tu na przykład żadnych koślawych dialogów, których jedynym celem byłoby wprowadzenie w świat. Jak zwykle też Radek Rak zachwyca stylem – od stylizacji zróżnicowanych i do postaci dostosowanych, przez poruszająco opisane emocje aż po sugestywne opisy (zwłaszcza te związane z symbolicznym clou powieści: owadami) czy też dynamiczne momenty przyspieszenia akcji z umiejętnie budowanym napięciem.
Natomiast sama fabuła stanowi przetworzenie, amalgamat wątków znanych z literatury młodzieżowej, ale zdecydowanie tej wyższej próby. Dużo więcej tu dostrzec można śladów Ursuli K. Le Guin i jej Czarnoksiężnika z Archipelagu niż na przykład globalnego hitu pewnej mało tolerancyjnej autorki. Jest tu więc poszukiwanie siebie, konieczność zmierzenia się z konsekwencjami własnego błędu i stopniowa metamorfoza z tego wynikająca. Warto też dodać, że ta „młodzieżowość” teoretycznych odbiorców dotyczy starszą część tej grupy (nie brak tu dosadnego języka czy też scen zdecydowanie – z braku lepszego słowa – dorosłych). Podobnie jak z elementami fabuły, jest i z postaciami. Część z nich zahacza o schematy zgrane (wyzwolona nauczycielka, niepozorny mistrz gildii), ale za każdym razem Radek Rak nadaje im swój sznyt, wzbogaca o wyróżnik. Za drobny minus zaś uznać można brak jakiejś mocniejszej kulminacji fabularnej – owszem, główna bohaterka przechodzi przemianę i poznaje fakty kluczowe dla postrzegania świata, ale z szerszej perspektywy patrząc, historia nie posuwa znacząco się do przodu. Niby można to wybaczyć pierwszemu tomowi serii, ale i tak pod tym względem mogłoby być nieco lepiej.
Na koniec recenzji Pustego nieba napisałem, że czekam na więcej. Agla. Alef nie jest co prawda kontynuacją tamtej powieści, ale na pewno jest z nią duchowo spokrewniona. Świat przedstawiony z kunsztownie przekształconej rzeczywistości, dających się lubić postaci, a także piękny język sprawiają, że nieco rozczarowujące zakończenie to tylko drobna rysa na całości. I znów mogę napisać: czeka na więcej. Ach! Jeszcze na koniec koniecznie muszę dodać: książka jest też przepięknie wydana, brawa dla Powergraphu!
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Agla. Alef przepoczwarzyła się w teksty i tu:
— Szembełe, szembełe, kaduki gubełe. Cztery piki skurczybyki, czarna pani, dwa króliki. Te piki to są wasze cienie, wasze złe dole. — Zwróciła się do Chiary, jej wzrok był bystry i świdrujący. — Ciebie czarna dama trzyma ręką żelazną, takie daje ci karty, jakie ona zechce, nie ty, taki ci los daje, jaki ona zechce, nie ty, taką ci przyszłość da, jaką ona zechce, nie ty.
Luiza
O, a ja przeszłam obok „Baśni…” – nie ciągnęło mnie i nie ciągnie do przeczytania, nawet się nie wahałam. Natomiast przy tej książce zaintrygowało mnie w tytule „Alef”, bo poza językowymi skojarzeniami, to pojawił się powiew Borgesa. I teraz jeszcze Twój tekst… Hm.
Ambrose
A ja szczerze polecę „Baśń o wężowym sercu”, bo wg mnie to bardzo oryginalna interpretacja mitu o Jakubie Szeli (używam słowa „mitu”, bo Radek Rak bardziej niż biografii tej postaci, czerpie z gawęd i opowieści, jakimi postać Szeli obrosła).
pozeracz
Ja muszę zaś zapytać: czemu Cię nie ciągnęło? Chodzi o szum medialno-nagrodowy czy może samą treść?