"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Za kulisy i pod podszewkę, czyli „Kraj niespokojnego poranka” Romana Husarskiego

W dzisiejszych czasach, charakteryzujących się wszechobecnością Internetu, zalewem treści multimedialnych i ogólną tyranią głośności, przeciętnemu odbiorcy rzadko serwowane jest cokolwiek poza płytką wiedzą z artkułów nagłówkami krzyczących. W tej przestrzeni każdy kraj ma swój zbiór szybko na myśl przychodzących haseł, które definiują jego masowe postrzeganie. Przez ten pryzmat Korea Południowa jest kojarzona z k-popem, dramami, technologią i e-sportem. Roman Husarski i jego Kraj niespokojnego poranka chcą pomóc pogłębić tę naskórkową wiedzę.

kraj niespokojnego poranka okładka

Roman Husarski może się pochwalić doskonałym przygotowaniem merytorycznym i akademickim oraz pokaźną listą instytucji, które jego doświadczeniu zawierzyły. Jest bowiem nie tylko absolwentem filmoznawstwa i studiów dalekowschodnich oraz doktorantem w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytety Jagiellońskiego, ale też analitykiem pracującym dla Instytutu Boyma, członkiem Polskiego Towarzystwa Koreanistycznego, współpracownikiem Tygodnika Powszechnego oraz komentatorem często występującym między innymi w TOK FM. Koreę Południową poznawał zaś w trakcie nauki na uczelniach Hankuk i Jeonbuk oraz licznych późniejszych wyprawach, dokumentowanymi także na blogu Włóczykij.

Na początek trzeba zaznaczyć, że Kraj niespokojnego poranka to nie tyle jeden, spójny reportaż, a raczej zbiór kilku przeglądowych artykułów poświęconych różnym mniej widocznym aspektom życia w Korei. Na pewien sposób jest to więc książka podobna do Kwiatów w pudełku Karoliny Bednarz, ale z dużo szerszym elementem łączącym. W tej drugiej były to bowiem osoby w Japonii marginalizowane, a u Husarskiego mamy do czynienia z przeglądowym spojrzeniem na koreańsko społeczeństwo: od polityki, przez religię aż po internetowy hejt. Co ciekawe stosunkowo mało poświęcone jest kulturze samej w sobie — fenomen k-popu wspominany jest jedynie na marginesie innych zjawisk lub jako przykład ich funkcjonowania (np. członkowie zespołów uczęszczający do wojska). A jako że o Korei Południowej przeglądowo nie da się pisać bez wspominania o sąsiedzie z Północy, więc o Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej też można nieco przeczytać. Tu interesujący jest zwłaszcza wątek osób (także na przykład blogerów z Polski) promujących obraz tego kraju sztucznie wytworzony i ściśle kontrolowany przez odpowiednie służby.

jeoldusan

Sanktuarium męczenników w Jeoldusan

Religia i nacjonalizm to dwa (często się przenikające) elementy życia w Korei, którym książka poświęca najwięcej uwagi i miejsca. Omówione zostają więc trudne związki z Japonią i kwestia służby wojskowej czy też rola odgrywana przez kościoły katolickie i protestanckie w tym neokonfucjańskim krajobrazie. Znając choćby pobieżnie historię regionu, wrogość do Japonii można zrozumieć, ale jej skala zadziwia. W Polsce partie polityczne też próbują od czasu do czasu grają „kartą niemiecką” (tudzież dziadkiem z Wehrmachtu), ale zagrywki takie trafiają do coraz węższego grona, a i odzew nie jest aż tak silny. W Korei Południowej kwestia tzw. pocieszycielek i reparacji dla nich jest ciągle żywa i angażuje niemal całe społeczeństwo, a krytyka jakiegokolwiek aspektu  tych żądań wiąże się z łatką zdrajcy narodu. Podobnie zresztą jest z unikaniem służby wojskowej — tu fascynujący jest przykład Steve’a Yoo, piosenkarza, który od trzynastego roku życia mieszkał w USA i uzyskał obywatelstwo amerykańskie tuż przed osiągnięciem koreańskiego wieku poborowego. Został on uznany za dezertera i musiał toczyć długie sądowe boje, by móc w ogóle do Korei się dostać.

Jednak na koniec trzeba zadać sobie pytanie, do kogo skierowany jest Kraj niespokojnego poranka. Na pewno najwięcej wyciągnie z niej Pożeraczowi podobny czytelnik o powierzchownym poziomie wiedzy o Korei Południowej. Szeroko-przekrojowy charakter książki sprawia, że po zakończeniu lektury zostaje się z całkiem solidną dawką wiedzy na temat narodu południowokoreańskiego i trapiących go problemów. Nie jestem natomiast pewien, ile nowego dowiedzą się osoby, które już wcześniej lepiej poznały ten kraj. Jednak wykorzystanie źródeł dostępnych wyłącznie po koreańsku czy zwłaszcza podróże autora, jego znajomości oraz rozmowy wskazują, że i one coś tu dla siebie znajdą. Na pewno zaś nieźle zorganizowane kompendium poświęcone polityce, religii i społeczeństwu.

roman husarski foto

© Agata Husarska

Kraj niespokojnego poranka okazał się być dla mnie lekturą satysfakcjonującą. Zgodnie z okładkową obietnicą Roman Husarski odrzuca stereotypy i uproszczenia, tworząc ciekawy, przekrojowy przewodnik po różnych aspektach południowokoreańskiego społeczeństwa. Na sam koniec przyszło mi zaś na myśl, że chętnie przeczytałbym lustrzane odbicie tej książki — reportaże z Polski pisane przez kogoś z Korei Południowej lub innego kraju regionu. Wyszło w ogóle coś takiego?


Za egzemplarz do recenzji serdeczne dziękuję

wydawnictwo czarne logo

Kraj niespokojnego poranka trafił też tu:

Obawa przed wymigiwaniem się od wojska jest traktowana bardzo serio, aż do przesady. Przekonał się o tym Young Chun. Urodzony w Ameryce odwiedził kraj, z którego pochodzili jego rodzice, w 2002 roku. Zaskoczony dowiedział się, że został przez kogoś z rodziny wpisany jako koreański obywatel. Władze nie pozwoliły mu już opuścić kraju i przymusiły go do odbycia służby wojskowej. Problem w tym, że nie znał ani słowa po koreańsku, nikt jednak nie chciał w to uwierzyć, podejrzewano, że pechowiec próbuje się wymigać od patriotycznego obowiązku!

Poprzedni

Transhumanizm memuarowy, czyli „Fragmenty dziennika SI” Łukasza Zawady

Następne

Neapolitańskie nawiasy, czyli „Za otrzymane łaski” Valerii Parrelli

8 komentarzy

  1. Chyba byłam surowsza dla tego reportażu. Ale też co innego w opisie obcych krajów mnie interesuje, jak zresztą pisałam u siebie.

    • pozeracz

      Surowsza może tak, ale też i zupełnie go nie odrzuciłaś. Ja jako osoba z niedużą wiedzą poza tą powszednio-medialną skorzystałem dużo.

  2. Brzmi ciekawie. Podoba mi się koncepcja rozpoczynania „znajomości” z danym krajem od rozprawienia się ze stereotypami panującymi na jego temat.

  3. łowczyni słów

    To co prawda nie reportaż, niemniej polecam „Narrow road to the deep north” Richarda Flanagana- dostał chyba za nie Bookera, lub co najmniej był nominowany. Frapująca próba zrozumienia dynamiki interakcji zachodzących między ludźmi uwięzionymi w japońskich obozach pracy- tj. strażnikami i więźniami. Poddaje zło wiwisekcji, i znajduje w nim zupełnie nieoczekiwane rzeczy. Znów, lepiej sięgnąć po oryginał, tłumaczenie jest miejscami niefortunne.

  4. Dziękuję za link do mojego tekstu, żałuję, że nie wpadłam na Twojego bloga wcześniej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén