Wspominałem już o tym na Facebooku, ale przecież nie każdy tam zagląda, więc się powtórzę: przybycie egzemplarza recenzenckiego Requiem dla lalek uświadomiło mi, że gdzieś zaginął mi egzemplarz Holocaustu F. Pożyczony zapewne jakiemuś niemilcowi nie powrócił w moje progi. Cóż, związku z recenzją większego to nie ma, ale chciałem się bólem podzielić (i swoim nieogarnięciem). Kończę jednak te wynurzenia i do sedna przechodzę.
Wydany po raz pierwszy w 2008 roku ośmiotekstowy zbiór był książkowym debiutem Cezarego Zbierzchowskiego. Wydawnictwo Fantasmagoricon zakończyło żywot w 2010 roku, ale autora pod swe strzechy wziął Powergraph, który to w 2013 wydał ebooka wzbogaconego o trzy opowiadania. Całość stanowi zaś podwaliny dla świata Rammy – wszystkie opowiadania w mniejszym lub większym stopniu są z nim powiązane. Wydarzenia ważne dla historii świata są tu jednak tłem dla historii, w których centrum jest człowiek.
Requiem dla lalek miesza bowiem konwencje, zmienia miejsca i czas, ale zawsze newralgiczny pozostaje czynnik ludzki. W niektórych tekstach ważny może być pomysł czy też fabularny zwrot, ale perspektywa bohatera na drugi plan nie schodzi. Zwłaszcza, że Cezary Zbierzchowski na protagonistów wybiera osoby dalekie od ideału – od taksówkarza miotającego się pomiędzy różnymi stanami otępienia narkotykowego w tytułowym Requiem dla lalek, przez uciekającą przed wojną toksyczną parę gotową
Nie oznacza to wcale, że świat przedstawiony został zaniedbany. Ramma to oryginalny amalgamat twórczy, czyli mieszanka rzeczywistości nam znanej z niezbyt odległą przyszłością alternatywną. Na przykład: odrębna jest geografia, ale w Requiem dla lalek postacie czytają Miłosza, a regularnie wspominane jest chrześcijaństwo, co z kolei wskazywałoby na choćby częściową łączność historii. Dla niektórych niejasne kryteria wytyczenia linii podziału mogą stanowić pewien problem. Zaś szeroki rozrzut czasoprzestrzenny oraz ukazanie pewnych kluczowych dla historii zdarzeń (punkt początkowy reakcji w Innego nie będzie, a końcowy w Smutku parseków) pokazuje też, że Cezary Zbierzchowski ma pomysł na ten świat. Widać to też po fabule Distortion czy też planach na Exogenesis. Natomiast zróżnicowanie wątków i motywów (plazmat, metafizyka, anioły, tajemnicze byty ludzkim życiem się bawiące) nie tylko zapewnia czytelnikowi różnorodne wrażenia, ale też pokazuje potencjał tego światotwórstwa oraz talent autora.
Dla niektórych pewnym zaskoczeniem może być zaś to, że jest to dużej mierze fantastyka religijna. Warto zaznaczyć, że boskość pojawia się tu nie w swojej stereotypowej formie, do tego na marginesie, a bywa i wręcz obecna poprzez swą nieobecność (jak w Smutku parseków). W niektórych przypadkach siły wyższe stanowią źródło próby dla bohaterów, a czasem w pewnej formie są kluczowym elementem fabuły. Brzmieć może to mocno niejasno i ogólnikowo, ale to ze względu na spoilerofobię. Na sam koniec, pierwszo już osobowo dodam, że trudno mi wybrać najlepszy tekst ze zbioru. Zdławiła mnie klaustrofobia Mr. Fiction, omotała rozpacz i niewiarygodność Requiem dla lalek, wciągnęła tajemnica Miejsca na drodze. Może i Płonąc od środka czy Limfy szklanka wypadają nieco słabiej, ale głównie przez porównanie.
Requiem dla lalek to bardzo dobry zbiór opowiadań, który tworzy wartościowe podwaliny dla powieści Cezarego Zbierzchowskiego, ale i w same w sobie wypadają świetnie. Mieszanka odpowiednio ważkiej tematyki, ciekawie wplecionych elementów metafizycznych i odpowiedniej wagi przyłożonej do czynnika ludzkiego tworzą wyborną całość. Mroczne bogactwo tego świata i jego historii aż proszą się o dalsze eksplorowanie. Ale o planach autora na przyszłość więcej dowiecie się od niego samego.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
O Requiem dla lalek przeczytacie i tu:
Koniec świata nastąpił we wtorek, dwunastego sierpnia około godziny czwartej rano.
Tomek
A ja jak to ja mam problem. Nie mogę zebrać się do skończenia tej recenzji. Mam też kilka zastrzeżeń. Najważniejsze jest chyba takie, że autor zbyt szybko przekracza barierę między „realistyczną” a metafizyczną warstwą. Taki „Mr, Fiction” na przykład. To mnie boli, bo widzę w tym zawsze pewien wytrych, pewien skrót. Też nie kupuję tego podpierania się wielkimi – a tu Miłosz, a tu Wojaczek, a tu Konwicki. Mam wrażenie, że te opowiadania będą stać równie dobrze na własnych nogach, bez tych podpórek. Ale z drugiej strony za najlepsze uważam pierwsze opowiadanie o opuszczeniu świata przez Boga.
Pozdrawiam,
Tomek
pozeracz
Ja chyba w pewnym momencie założyłem, że te wątki to lejtmotyw tego zbioru i może dlatego mi nie wadziły. W przypadku „Mr. Fiction” nieco z rytmu wybiło mnie zakończenie, może nazbyt „nadmuchane” metafizycznie. Ciekawe natomiast były same przemyślenia bohaterów. W ogóle podoba mi się idea „ufizycznienia” boskości z „Innego nie będzie” właśnie.
Ambrose
Ha, atakujesz panem Zbierzchowskim i atakujesz, tak, że nie sposób zapomnieć o tym pisarzu. Powtórzę zatem, że czuję się mocno zachęcony, by poznać twórczość tegoż autora, a teraz, dzięki Tobie, mam b. dobry przegląd sytuacji – do wyboru, do koloru, chciałoby się rzec 😉