Tempo wywiadowcze Pożeracza nie wzrosło dramatycznie w roku (bez)pańskim 2022, ale nie oznacza to wcale, że pozostawię Was z niczym. Wręcz przeciwnie. Udało mi się bowiem namówić na rozmowę drugą (po Bartoszu Zujewskim z Vespera) osobę specjalizującą się jakże ważnym w tych cyfrowych czasach marketingu. Dziś mam bowiem dla Was rozmowę z Ulą Słonecką, czyli dyrektorem do spraw marketingu w Fabryce Słów.
Rok: 2022 Strona 4 z 11
Cenię dorobek i dobrą literacką robotę wykonywaną przez wydawnictwo Czarne, ale z jakiegoś powodu dużo częściej ich książki (wy)pożyczam niż kupuję. Podobnie było i tym razem: skorzystałem z kolejnej wizyty z moim zdecydowaniem zbyt dużo czytającym potomkiem (nie, nie… wcale nie zazdroszczę mu czasu na czytanie, wcale) i porwałem książkę Ilony Wiśniewskiej. Nie będę ukrywał, że już od dawna intrygowała mnie okładka Hen. Na północy Norwegii, ale dużo ważniejsza była chęć skonfrontowania własnych wrażeń z pochwałami zbieranymi w sieci.
Niemal równo rok temu podjąłem krok drastyczny: przeczytałem ostatni z brakujących tomów Świata Dysku. Po tak obłędnym kroku pozostało mi tylko jedno… Zacząć od nowa! Po końcu przychodzi więc początek, czyli Wielkie Pożeraczowe Pratchetta Ponowne Czytanie. Za sprawą zaś jednego z pakietów od ArtRage inauguracyjnym tomem stała się Straż! Straż! Niech więc nastąpi zstąpienie na (nie)przewidywalnie (nie)bezpiecznie ulice Ankh-Morpork i spotkanie z pewnym niekoniecznie trzeźwym kapitanem.
Dawno nie było tu żadnych narzekań czy też innych rozważań w formie wpisu, nieprawdaż? Cóż, covidowe przeorganizowanie życia i inne powiązane z nim spadki sprawiły, że skupiałem się na recenzjach i na tym, by blog z sieci nie zniknął. Trzeba było dopiero wyjątkowej głupoty i to w dodatku z tłumaczeniem związanej, by Pożeracza do pisania pobudzić. Chodzi mianowicie o trend, który większości z Was mógł uciec, a mianowicie: nietłumaczenie tytułów.
Czy Wam też wydaje się, że pandemia rozpoczęła się kilkanaście lat temu? Mnie na pewno, co tylko potwierdziło się, gdy zasiadłem do pisania niniejszego wpisu. Skrzydła nocy nabyłem bowiem w ramach wspierania księgarni kameralnych na początku czasu zarazy, lecz z początku napisać chciałem, że książka ta trafiła do mnie daaawno temu. Jednak przesyłka z toruńskiej księgarni Kafka i spółka dotarła do mnie nieco ponad dwa lata temu. Biorąc pod uwagę kaliber dzieła i autora (oraz to, że na blogu gościł tylko raz), rzeczywiście nieco na kupce oczekującej czekała, ale nieco bardziej obiektywni patrząc, to przecież nie aż tak dużo. Dość jednak relatywnego marudzenia, pora na literaturę.