"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Kształtując Vimesa, czyli „Straż! Straż!” Terry’ego Pratchetta

Niemal równo rok temu podjąłem krok drastyczny: przeczytałem ostatni z brakujących tomów Świata Dysku. Po tak obłędnym kroku pozostało mi tylko jedno… Zacząć od nowa! Po końcu przychodzi więc początek, czyli Wielkie Pożeraczowe Pratchetta Ponowne Czytanie. Za sprawą zaś jednego z pakietów od ArtRage inauguracyjnym tomem stała się Straż! Straż! Niech więc nastąpi zstąpienie na (nie)przewidywalnie (nie)bezpiecznie ulice Ankh-Morpork i spotkanie z pewnym niekoniecznie trzeźwym kapitanem.

straż straż

Straż Nocna strzec nocą powinna, lecz jej szeregowi członkowie (w liczbie dwóch) starannie dbają nie o przestępstw powstrzymywanie, lecz ich unikanie. Natomiast dowodzący im kapitan Vimes ma zdecydowany problem, gdyż nie potrafi uniknąć regularnego opróżniania butelek napojów zdecydowanie nie niskoalkoholowych. Stan ten jednak nie potrwa zbyt długo za sprawą przedstawicieli dwóch ras: krasnoludzkiej i smoczej. Ochotniczo wstępujący do straży Marchewa oraz destrukcyjnie nawiedzający gad doprowadzą do wielu zmian, ale zawsze będzie można kupić coś na patyku od G.S.P. Dibblera.

Powrót do pierwszego tomu (względnie) długiej serii daje doskonałą okazję do tego, by przypomnieć sobie, od czego zaczynały lubiane (lub i nie) postaci i jak (lub czy) zmieniły się na przestrzeni czasu. Oczywistym dla każdego fana prozy Pratchetta jest, że głównym obiektem obserwacji będzie (póki co) kapitan Vimes. Jest to o tyle intrygujące, że dowódca nocnej zmiany Straży Miejskiej Ankh-Morpork rozpoczyna nie tylko jako człowiek bliski załamania i alkoholu nadużywający, ale i wpasowany w miejskie mechanizmy i zwyczaje. Innymi słowy: nikt nie zdziwiłby się, gdyby zobaczywszy sytuację niebezpieczną, ruszyłby żwawym krokiem w przeciwnym kierunku. Owszem, miał zasady i gdzieś w środku biło dobre serce, ale to dopiero tu zaczęło się ich wyciąganie. Pocieszające jest natomiast to, jak niezmienni pozostają Colon i Nobbs (choć co do niego nigdy pewności mieć nie można).

straż straź

© Josh Kirby

Może to stanowić delikatne nadużycie, ale Straż! Straż! można też uznać za pierwszą z światodyskowych powieści, w których jednym z głównych bohaterów jest… Ankh-Morpork. Owszem, we wcześniejszych częściach było obecne (w końcu jest siedzibą Niewidocznego Uniwersytetu), ale dopiero tutaj przejmuje całość sceny i zaczyna tętnić życiem (oraz śmiercią [oraz czasem ŚMIERCIĄ]). Można na przykład dowiedzieć się nieco więcej o patrycjuszowsko praktycznej organizacji miasta czy też gildiach i ich zadaniach. Nie należy także zapominać, że to właśnie tutaj czytelnik może po raz pierwszy spotkać jedną z bardziej charakterystycznych postaci serii, drapieżnika przedsiębiorczości, Gardło Sobie Podrzynam Dibblera.

Jeśli zaś chodzi o fabułę, to mamy tu jedną z opowieści bliższych tradycyjnym historiom ze światka fantastycznego. Jest smok, jest sekta i dobrego serca wybraniec z odległej krainy – wszystko to oczywiście odpowiednio przez Pratchetta przerobione i humorem solidnie doprawione. Jednym z moich ulubionych przykładów na Nieco trudniej tu też wyłapać motyw przewodni, który zwłaszcza w późniejszych tomach serii wyrazisty bywa. Są tu co prawda wątki, w których tematem przewodnim jest władza, konserwatyzm czy też bigoteria, ale da się odczuć, że jest to jeszcze niewykrystalizowana inicjacja podserii. Na motywacje autora nieco światła rzuca zaś dedykacja, którą przeczytać możecie tutaj. Wskazać można też na inne przesłanie w Świecie Dysku powracające: czasem niewiele trzeba, by ze „zwykłego” człowieka zrobić bezmyślnego członka tłumu lub też niemal bohatera.

straż straż pratchett

Pierwszą odsłonę ponownego czytania Świata Dysku uznaję za zdecydowanie udaną. Wysokie stężenie Pratchetta w Pratchettcie, możliwość podziwiania początku drogi lubianych postaci oraz ciekawe przetworzenie fantastycznych motywów czynią Straż! Straż! częścią wartą uwagi. Teraz pozostaje zdecydować, czy następnym tomem ma być kolejny strażowy czy może skumać się z Rincewindem.

Wy­krywacze Gardło Sobie Podrzynam Dibblera – składały się głównie z kawałka drewna na metalowym pręcie. Kiedy drewno całkiem się spali, smok jest blisko.

Poprzedni

Stupid is as stupid does, czyli nietłumaczenie tytułów

Następne

Surowe serca, czyli „Hen. Na północy Norwegii”

6 komentarzy

  1. Luiza

    Oooo, Świat Dysku od lat (wielu lat!) czai się w zaułkach moich czytelniczych podróży. Może czas najwyższy? ha!

    • pozeracz

      Mi towarzyszy już od ponad 20 lat… I to jeden z ważniejszych towarzyszy mego czytelniczego żywota.

    • Potwierdzam, że warto poznać to uniwersum. Ja od kilku lat obiecuję sobie do niego wrócić, ale jakoś nieustannie inne, jeszcze nie czytane pozycje, wpadają w kolejkę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén