Oto i nadejszła wiekopomna chwila, czas świąteczny, czas kochany lub znienawidzenia, czas obżarstwa i kolędowania. Czas Last Christmas. Rodzinne ciepło i świąteczne horrory łączą się w jedną obwieszoną lampkami choinkowymi całość. Jednak na blogach książkowych (i zapewne nie tylko) jest to czas podsumowań, topów, listy i zestawień. Na mym blogu nie mam stosików ni zapowiedzi, ale akurat końcoworoczne wpisy refleksyjno-planujące goszczę na blogu z przyjemnością. Przeważnie oba wpisy pojawiały się w tym leniwym tygodniu pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, lecz tym razem kalendarzowa bonanza sprowokowały uderzenie wyprzedzające. Oto więc me podsumowanie.
Kategoria: Wyliczanki Strona 6 z 13
Praca tłumacza ma to do siebie, że wymaga skupienia. Wydawać by się mogło, że idealnym towarzyszem skupienia jest cisza. Jednak nie dla mnie. Od ponad 10 lat pracy zawodowo-biurowej ciągle słucham czegoś w tle. Przez pewien czas była to niemal wyłącznie muzyka, miałem szalony okres z Rainy Mood, a teraz głównie słucham sobie różnych kanałów na YouTube. O dziwo, te ostatnie powiązane są głównie z grami, jest nawet kilka filmowych (polecam zwłaszcza świetne, choć ostatnio nieaktywne Every Frame a Painting). A gdzie książki? Też zaczęło mnie to zastanawiać, więc postanowiłem się wziąć za siebie.
Nieco ponad miesiąc temu napisałem wpis o moich lumpeksowych zdobyczach, które na polski przetłumaczone nie zostały. W trakcie dyskusji pod wpisem akcyjno-promocyjnym zorientowałem się, że podświadomie skupiłem się w tym zestawieniu na beletrystyce. Prawda jest bowiem taka, że spora część książek w second-handowych koszach to były biografie, książki kucharskie i inne wydawnictwa albumowe. Powtarzałem wielokrotnie i w wielu miejscach, że biografie nie należą do mych ulubionych gatunków – zdecydowanie chętniej sięgam po książki historyczne, ale tych z kolei nie było tam wiele. Udało mi się jednak wyłowić kilka ciekawych pozycji, z których trzy chciałbym Wam zaprezentować.
Wystarczy Pożeraczowi kilka miłych słów, a już się bierze do roboty. Wielce łaskawa Moreni wyróżniła mnie niedawno w swoim przeglądzie blogów wartych i uwagi, lecz w swej rekomendacji wbiła życzliwą szpilę, gdyż napisała: „mógłby czasem jeszcze pisać o jakiejś fantastyce z zagranicy, której u nas nie wydali„. Nieco nieświadomie autorka złowieszczego Świnkonomiconu uderzyła w strunę czułą. Odchodząc z Poltera et consortes, powziąłem bowiem mocne postanowienie nie tylko powrotu do wielu odłożonych lektur, ale i intensywniejszego sięgnięcia poza granice Polski. Zacząłem nawet słuchać różnych anglojęzycznych podcastów książkowych, ale z czasem czasu zaczęło brakować, a i inicjatywa przygasła. Gdy zaś spojrzałem nieco bardziej wstecz, lumpeksy okazały się ostoją mych nieprzetłumaczonych ciekawostek.