"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Na końcach języka, „Podziemie pamięci” Yōko Ogawy

Co prawda łaska czytelnicza na pstrym koniu jeździ i czasem lektury danej książki unika się z powodów nieuświadomionych, lecz są i taki, o których od razu wiadomo, że przeczytane zostaną choćby się paliło i waliło. W tym przypadku pewność ta miała dwa główne powody: sprawdzoną autorkę oraz fabularny zarys skrojony w sam raz, by Pożeracza kusić. Gdy więc tylko nadarzyła się cenowo odpowiednia okazja, Podziemie pamięci w kończyny górne me wpadło.

podziemie pamięci ogawa

Mieszkańcy pewnej pozbawionej nazwy wyspy w nieokreślonym świata zakątku starają się prowadzić normalne życie. Jednak stoją im na tym dwie poważne przeszkody. Pierwszą z nich jest… znikanie przedmiotów, nie tylko fizycznie. Z dnia na dzień zniknąć potrafią nie tylko, na przykład, wstążki, ale też ich wspomnienie czy też słowo z nim kojarzone. W dodatku funkcjonuje też specjalna policja pamięci, która dba o to, by zniknięcia te były trwałe i zupełne. Ich zadaniem jest usuwanie wszelkich pozostałości po zaginionych konceptach, ale i „znikanie” osób niepokornych. Tak właśnie protagonistka straciła rodziców, a teraz zagrożony jest jej przyjaciel.

Podziemie pamięci to powieść, którą zapewne na zgniłym Zachodzie została zakwalifikowana jako speculative fiction, ale bez stosowania niepotrzebnych i marketingowo naciąganych szufladek określić ją można jako fantastykę nieoczywistą czy wręcz, nieco bardziej potocznie, miękką. Jedynym elementem nadnaturalnym jest tu bowiem wspomniane w powyższym akapicie słów zanikanie (jest i zamieszanie z porami roku, ale i je łączyć można z tym fenomenem ), a cała reszta wynika z nich już w sposób ludzko-logiczny. Elementem dyskusyjnym jest natomiast mglistość genezy tego zjawiska oraz utwierdzających je sił policyjnych. Z jednej strony ta mętność współgra z motywem przewodnim – w końcu to naturalne, że nikt tego nie pamięta w krainie zapominania. Jednak można też to zinterpretować jako swoistą drogę na skróty.

yoko ogawa tajfuny

Te dwie na blogu też można znaleźć – TU i TU

Jednak zjawisko samo w sobie jest niezwykle podatne interpretacyjnie i do wielu refleksji czytelnika przywodzi. Wystarczy stwierdzić, że autor teksty niniejszego przeniósł się aż do czasów studiów i wykładów z językoznawstwa, by wywołać ducha Ferdinanda de Saussure’a. Stało się tak, gdyż zjawisko niepamięciowe prowadzi do znikanie nie tylko znaczącego (signifiant), ale też znaczonego (signifié). Dość jednak tych elukubracji, gdyż im dłuższe są, tym większe ryzyko intelektualnej kompromitacji. Bez akademickiego zaś nabzdyczenia napisać można, że Ogawa daje czytelnikom bogaty przyczynek do rozmyślań na temat pamięci, języka, percepcji oraz przeróżnych ich interakcji i zależności. Trudno natomiast tak jednoznacznie ocenić szkatułkowo osadzoną historię pisaną przez główną bohaterkę. Niby jest w niej pewien niesamowity niepokój, ale koniec końców zdaje się nie wnosić zbyt wiele do narracji wiodącej (choć całkiem nieźle pasowałaby do zbioru Grobowa cisza, żałobny zgiełk).

Sam koncept jednak nie wystarczy, by książkę porywająca uczynić, nawet w oczach gatunkowych zwolenników. Niestety, Podziemie pamięci nieco kuleje pod kątem kreacji postaci, a fabuła sama w sobie zdaje się grać rolę drugoplanową. Największą bolączką jest pewna nijakość protagonistki – niby czytelnik wie, że jest pisarką, może przekonać się, że jest osobą przyzwoitą, i dowiaduje się o jej relacjach z rodzicami, ale ona sama pozostaje bez wyrazu. Ciekawiej wypadają tu postaci drugoplanowe ze starszym przyjacielem na czele. Sytuację ratuje natomiast fakt, że Ogawa świetnie radzi sobie z budowaniem atmosfery. Nostalgia, niepewność, strach – Japonka potrafi kunsztownie oddać te odczucia słowami. Prowadzi to do pewnego paradoksu: choć trudno przywiązać się do głównej bohaterki, równie trudno z nią nie współodczuwać.

ogawa foto

Co prawda ponarzekałem sobie nieco na Podziemie pamięci, ale tu na koniec pierwszoosobowo mogę napisać, że subiektywne me wrażenie było dużo lepsze niż powyższe krytyczne fragmenty mogą wskazywać. Umiejętnie wykreowana atmosfera oraz językowy, dający do myślenia rdzeń opowieści okazały się po prostu dużo ważniejsze od tych, na które narzekałem. Jednocześnie oczywistym jest, że dla niektórych odbiór – ze względu na te cechy – może być diametralnie inny.

– Nie, nie masz się czego bać. To nic przykrego i wcale nie boli. Pewnego ranka obudzisz się i ot, będzie po wszystkim. Nie ruszaj się wtedy z łóżka, zamknij powieki, nadstaw uszu i spróbuj wyczuć na skórze powiew porannego powietrza. Coś będzie inaczej niż było. Tak poznasz, co straciłaś i co zniknęło z wyspy.

Poprzedni

Kunszt i przenikliwość, czyli „Opis nieszczęścia” W.G. Sebalda

Następne

Poetyckie siebie poszukiwania, czyli „Kruczogranatowe” Adriany Lisboa

6 komentarzy

  1. Luiza

    Ooooo, lubię tę pisarkę. Mam sentyment zwłaszcza do wcześniej wydanych w Polsce – „Miłość na marginesie” i „Muzeum Ciszy” <3
    Świetnie, że przywołujesz de Saussure’a!

  2. Mnie ta powieść przypadła do gustu, bo ten brak porywczości jest znamienny dla książek, o których wspomina Luzia, a które także zaliczają się do moich ulubionych tekstów Ogawy. Dla mnie „Podziemie pamięci” to przede wszystkim przestroga przed biernością oraz opowieść o sile języka.

    • pozeracz

      O tak, zdecydowanie: prozie Ogawy do porywczości bardzo daleko. A bierność to też ciekawy klucz do interpretacji – w tym aspekcie przypomina mi „Opowieść podręcznej” Atwood.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén