Jakże czasem dziwnie toczą się koleje wydawniczych losów. Nad Wisłę trafiają książki, które po angielsku czytane mnie zachwyciły. Gdy zabieram się za porzuconą początkowo Ekspansję, to powstaje serial, a całość do końca wydaje MAG i mnie wyprzeda. Zapadłem się w świat Malazańskiej Księgi Poległych i po głównym cyklu zabrałem się za podcykl(e) Esslemonta, a teraz ten sam MAG do niego wraca i ma nawet wydać Kamiennego wojownika. Cóż, moje recenzje czekają na zainteresowanych, a ja zapraszam do poniższej, poświęconej Dancer’s Lament.
Tag: malazańska księga poległych Strona 1 z 2
Niecierpliwość mą trudno przykładać do innych niecierpliwości. Gdy pisałem o poprzedniej części (pod)cyklu o Karmazynowej Gwardii, napomknąłem o dwuletnich przerwach między czytaniem poszczególnych części, ale niecierpliwość ma czytelnicza wzięła górę i okres ten skróciłem znacznie. Może to kwestia tego, że to finał tej ścieżki fabularnej? Może fakt, że czekało już grzecznie na półce i kusiło? Cóż, znaczenie ma to pomniejsze – ważne jest to, że zawitał tu Assail.
Nim bloga założyłem serie fantastyczne czytałem albo namiętnie, albo losowo. Ten pierwszy przypadek oznaczał pożeranie całości najszybciej jak się da: (wy)pożyczając kolejne tomy lub też wyczekując premiery tomów kolejnych. Druga forma oznaczała zaś lekturę od przypadku do przypadku. Założenie niniejszego przybytku sieciowego doprowadziło do osiągnięcia pewnej systematyczności. Otóż, staram się kolejne części lubianych cykli czytać w odstępach regularnych, najczęściej rocznych. Jednak w przypadku pobocznej serii malazańskiej są to lata dwa, co oznacza porę na Blood and Bone.
Początkowo planowałem z czytania malazańskiej serii Esslemonta zrobić coroczny zwyczaj cykliczny, podobnie jak w przypadku serii Wegnera, lecz doszło po poślizgu. Od opublikowania recenzji części poprzedniej minęły niemal dwa lata, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Niezrażony brakiem komentarzy pod tamtym tekstem (wink wink, nudge nudge) i nieustającym ociągactwem MAGa zapraszam do zapoznania się z moim wrażeniami z Orb Sceptre Throne.
Czytanie innych blogów się opłaca i to nie tylko pod kątem rekomendacyjno-polecającym. Nie raz, nie dwa wspominałem o tym, że jakiś wpis zainspirował mnie to własnych poszukiwań i rozpisań. Tak było i w przypadku masek, i tym razem, gdy to prowodyrką stała się Karoliną z przybytku Czepiam się książek i jej tekst o dybukach. Temat mnie zaciekawił, odkryłem istnienie interesująco zapowiadającej się powieści The Warsaw Anagrams Richarda Zimlera i w głowie zakiełkował mi pomysł napisania kolejnego z serii wpisów motywowanych. Minęły dwa tygodnie i motyw opętania przejmuje władzę nad Pożeracza domeną.