Czasem nie pozostaje nic, jak tylko westchnąć: ech. Któż by bowiem pomyślał, że krótko po tak późnym mym zapoznaniu się z ofertą wydawnictwa Wiatr od Morza, wydawnictwo to zamilknie. Cisza niby różne powody mieć może, ale trudno nieco o optymizm, gdy flauta ta smutna trwa od ponad roku. Po części z potrzeby zaklinania rzeczywistości, a po części ze zwykłej potrzeby czytelniczej sięgnąłem po Rzymianami bendąc.
Tag: wiatr od morza
We wstępie do rozrachunku zeszłorocznego wspominałem o tym, jak to rok 2019 zaskoczył w zasadzie wszystkich. Pandemia oraz inne życiowe przypadłości doprowadziły do porzucenia podejścia ostrożnie optymistycznego na rzecz realistycznie bezoczekiwaniowego. I o ile początek roku nieco mnie nadzieją omamił, to podsumowanie roku 2021 zaczynałem tworzyć, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt rozanielonym będąc.
We wstępach na tym blogu wspominałem na pewno kilka razy o tym, że recenzowana książka bardzo długo pozostawała blisko szczytu mej listy „do przeczytania”. Jednak chyba nie zdarzyło mi się jeszcze tak napisać o wydawnictwie, a właśnie tak było w przypadku Wiatru od Morza. Czytałem pozytywne recenzje, czytałem o nowościach, a w końcu kupiłem sobie nawet pakiet ArtRage. Było to na początku zeszłego roku, a po Utracony dar słonej krwi sięgnąłem dopiero teraz. I mogę sobie pluć w brodę, że zrobiłem to tak późno.