Tomasz Kołodziejczak jest pisarzem obecnym na pisarskiej scenie fantastyczno-naukowej od bardzo długiego czasu. Ze względu na czas pożerające obowiązki w Egmoncie nie publikuje zbyt często, ale nigdy przy tym nie zawodzi, na co dowodem są zdobyte przez niego nagrody. Nie ma więc co się dziwić, że Skaza na niebie była wyczekiwana przez wielu czytelników. Sprawdźmy, czy i tym razem będą oni usatysfakcjonowani.
Rok: 2021 Strona 3 z 10
Od pewnego czasu na blogu niniejszym koniec roku wiąże się z pisaniem dwóch wpisów: podsumowującego i (nie)postanowieniowego. W ramach tego drugiego od pewnego czasu zabieram się za „współczesną, niefantastyczną powieść autora/ki z Rosji”. Dlatego też skorzystałem z okazji i do kameralne księgarnie wspierającego zamówienia z toruńskiej księgarni Kafka dodałem między innymi Ciało Wiktora Jerofiejewa. Polecony przez pracownika zbiór okazał się być lekturą… wysoce interesującą.
W swym kilkuletnim już blogowaniu pisałem o książkach z wydawnictw przeróżnych, zdobywanych na sposoby różne. Jednak tylko dwa wydawnictwa stały się niemal stuprocentowymi pewniakami: jeśli coś wydają, to na pewno czas pewien przeczytacie o tym na blogu. Pierwsze to ubogacająca mnie międzynarodowo Pauza, a drugie to ufantastyczniający mnie lokalnie Powergraph. Co prawda ze względu na różne nadmiary odpuściłem sobie tymczasowo Anatomię pęknięcia Michała Protasiuka, to Płomień już musiał się tu znaleźć.
Lavie Tidhar jest jednym z tych autorów, którzy migotali gdzieś na granicach moich zainteresowań fantastycznych od pewnego czasu. Jest to zresztą jeden z tych autorów, którzy od kilku lat zbiera całe fury nagród i nominacji, ale jakoś szerszej sławy nie zdobył. Dopiero jednak pakiet Humble Bundle od wydawnictwa Tachyon, który to na blogu już gościł, zagonił Pożeracza w jego strony. Tak oto i z pomocą Kindle’a (o którym chyba w końcu niedługo napiszę coś więcej) moim celem stałą się Ziemia nieświęta.
Wstępy do wpisów o książkach Terry’ego Pratchetta, zwłaszcza tych ze Świata Dysku, mógłbym napisać tak długie jak zwyczajna recenzja. Postaram się jednak być zwięzłym. Nie jest to łatwe, gdyż fantastyczna literatura Anglika towarzyszyła mi od samych początków mego czytelnictwa. Od pewnego momentu czytałem na bieżąco wszystko, co wychodziło, ale kilka kąsków zostawiałem sobie, gdyż… chciałem, żeby ta seria nigdy się nie skończyła. Niedawno stwierdziłem jednak, że przecież koniec może oznaczać początek czytania ponowionego. I dlatego dziś na blogu goszczą Ruchome obrazki, czyli ostatnia (z wyłączeniem podserii o Tiffany Obolałej) z nieczytanych.