Ponad sześć lat temu stwierdziłem, że nie będę kopał się z koniem i szukał wtedy niemal niedostępnego lub horrendalnie przedrożonego z ręki drugiej egzemplarza Ducha króla Leopolda, a zamiast tego kupię oryginał. Po lekturze przyszedł zachwyt… i recenzja, ale z tradycyjnie dla siebie niejasnych powodów dopiero niedawno postanowiłem sprawdzić, czy i inne książki Adama Hochschilda są tak wartościowe. I tak w me kończyny górne trafiło Pogrzebać kajdany.
W XVIII wieku w Wielkiej Brytanii handel niewolnikami był niezwykle dochodową działalnością gospodarczą, nie tylko dla takich miast portowych jak Bristol, Liverpool czy Glasgow. Mnóstwo osób z różnych sfer było zaangażowanych w tak zwany „handel trójkątny”. Statki handlowe wyruszały z załadowane towarami handlowymi, które były wymieniane u wybrzeży Afryki Zachodniej na niewolników pojmanych przez lokalnych wataszków, a niewolnicy byli transportowani przez Atlantyk (niesławny tzw. „Middle Passage”) i sprzedawani ze znacznym zyskiem do pracy na plantacjach. Statki były ładowane produktami pracy niewolników (wśród których zdecydowanie królował cukier) i wracały do Albionu. Przez długi czas nikt nawet nie myślał kwestionować statusu prawnego niewolników i tego nieludzkiego status quo.
Może to i nieco nudne albo i niepotrzebne, ale pozwolę sobie powtórzyć wyłączenie odpowiedzialności zawarte w recenzji Ducha króla Leopolda. Otóż, nie jestem historykiem ani też specjalistą od literatury faktu, więc niniejszy tekst będzie raczej zbiorem przemyśleń oraz obserwacji laika nie zaś typowo schematyczną recenzją. Pogrzebać kajdany wydane zostało w 2005 roku, a więc aż siedem lat po publikacji książki na blogu wcześniej recenzowanej. O ile ta starsza ma swe początki w przypadkowym odkryciu, to przypuszczać można, że niniejsza narodziła się właśnie w trakcie tworzenia tamtej. Innymi słowy, Adam Hochschild przeszedł od historii belgijskiego okrucieństwa w czasach gdy niewolnictwo było w teorii nielegalne do początków walki o jego delegalizację. Swoista podróż w czasie niesie ze sobą pewną konsekwencję, która została przez autora wyraziście podkreślona: zmianę w mentalności. W 1788 roku, gdy to zawiązywał się ruch abolicjonistów, handel niewolnikami był jednoznacznie źle postrzegany jedynie przez odosobnione jednostki oraz… kwakrów, którzy z kolei uważani byli za religijnych ekstremistów. Wielkie Brytania była niekwestionowanym liderem w tej dziedzinie, a niejedna fortuna na nim zbudowana przetrwała do dziś.
Adam Hochschild w przekonujący sposób pokazuje, że nawet (względnie) niewielka grupka osób potrafi rozpocząć procesy zmieniające świat, lecz jednocześnie poprzez szczegółowe zobrazowanie ich drogi i zastanych warunków, niejako dodaje, że potrzebne są i pewne sprzyjające okoliczności. Pogrzebać kajdany po kolei opisuje członków kluczowych dla ruchu, to w jaki sposób doszli do przekonania o niemoralności niewolniczego procederu oraz ich starania. Fascynujący jest tu zwłaszcza Olaudah Equiano, zwany także Gustawem Vassą, pochodzący z nigeryjskiego plemienia Igbo wyzwoleniec, którego autobiografia była jednym z kluczowych elementów machiny propagandowej abolicjonistów (zdecydowanie była to jedna z książek zmieniających świat). Polecam poczytać sobie o nim ciut więcej, choćby na Wikipedii. Dużym plusem jest też ukazanie różnych zmian społecznych, które pozwoliły zakorzenić się ideom wolnościowym, oraz siły lokalnych społeczności. A wszystko to napisane style prostym, przystępnym oraz wzbogacone bardzo obszerną listą materiałów źródłowych.
Jak to zwykle w przypadku dobrych książek historycznych bywa, Pogrzebać kajdany otwiera też oczy na kilka ważnych spraw. Tak było na przykład z cukrem — o ile wiedziałem, że w pewnym momencie był ważnym towarem handlowym, to nie zdawałem sobie sprawy z tego, że był aż tak dominującym źródłem dochodów handlowych. Ciekawy był także opis tego, co marynarka brytyjska robiła, gdy brakowało jej marynarzy (a ze względu na samą rozległość imperium, zdarzało się do nierzadko). W takich bowiem sytuacjach w portowe miasto ruszały specjalne oddziały i urządzały… branki. Można więc było udać się na lokalnego pubu, wypić o jednego za dużo i następnego dnia obudzić się w celu lub nawet już w kajucie. Warto tu dodać, że możnych takie przypadłości nie spotykały, a taka „służba” trwała lat kilka. Quite ironic, is it not? Warty odnotowania jest też fakt, że ze względu na panujące w społeczeństwie przekonania, na początku walczono nie tyle o zniesienie niewolnictwa, a samego handlu niewolnikami.
Pogrzebać kajdany to kolejna bardzo wartościowa książka Adama Hochschilda. Może nie ma takiego potencjału uderzeniowego, co Duch króla Leopolda, ale i tak polecam ją bez najmniejszych wątpliwości. W przystępny sposób opisuje historię determinacji jednostek, ale i siły odpowiednio zmotywowanych grup, a do tego otwiera oczy na pewne ważne procesy i procedery. W dodatku jest na pewien sposób pokrzepiająca i sprawia, że teraz zastanawiam się, czy i teraz gdzieś nie rozpoczyna się jakiś podobnych ruch…
Biali mogli uważać, że niewolnictwo czarnych jest czymś normalnym, ale kiedy sami padali jego ofiarami było to dla nich czymś szokującym – mimo iż Brytyjczycy zaskakująco często byli niewolnikami. […] w pewnym momencie wśród brytyjskich jeńców w Algierze znalazł się earl Inchquin, który, zapewne nie wyczuwając ironii sytuacji, został później gubernatorem największej brytyjskiej kolonii niewolniczej, Jamajki.
Ambrose
Polecałeś, a teraz nawet zrecenzowałeś. Czyli nie mam wyjścia, sięgnąć muszę 😉
A co do „Ducha króla Leopolda” to wreszcie pojawiło się wznowienie, zarówno w papierze jak i w wersji elektronicznej. Parę dni temu, w ramach Kalendarza Adwentowego Świata Książki, można było kupić ebooka za 14,99 zł, z czego skrzętnie skorzystałem.