"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Mitem i mafią, czyli „W Kalabrii” Petera S. Beagle’a

Nie raz i nie dwa raz recenzowałem na blogu mym krótkie formy, które samodzielnie w Polsce wydawane są raczej rzadko i nad tą rzadkością się zastanawiałem. Jako osobnik, który szczerze nie znosi czczego marudzenia, nie mogłem przy okazji nagłego głodu na Ucztę Wyobraźni nie zwrócić uwagi na W Kalabrii. Zwłaszcza, że była to szansa na poznanie prozy autora, o którym czytałem niemało dobrego.

w kalabrii beagle

Położona na południu Półwyspu Apenińskiego Kalabria to jeden z najbiedniejszych regionów Włoch. Jest to jednak kraina malownicza i tradycjom wierna. Gdzieś między jej wzniesieniami, na zboczu wzgórza ponad niewielką miejscowością mieszka samotnie niejaki Claudio Bianchi. Pisze wiersze, nie czyta ich krowom, uprawia rolę i pewnie robiłby to aż do śmierci bez większych rewolucji, gdyby nie pewne magiczne odwiedziny. Pojawienie się mitycznego stworzenia odmienia nie tylko niewielki świat (i serce) Claudio, ale i sprowadza pod jego furtkę świat szeroki z jego (głównie) cieniami, mrokami.

W Kalabrii to minipowieść, która miłośnikom szufladkowania może sprawić pewne problemy. Można ją bowiem określić współcześnie dziejącą się baśnią, można wrzucić do jakże rozciągniętego worka realizmu magicznego, a można nawet skręcić w kategorie mitu. Jeśli zaś odrzucić te zapędy gatunkowe i spróbować uspokoić wszystkich nerwowo reagujących na wszelkie elementy fantastyczne, to wystarczy po prostu stwierdzić, że jest to historia, w której jedynym czynnikiem nadprzyrodzonym jest baśniowy przybysz. Jednak jeśli chodzi o ten realizm, to jest on w pewnym sensie nieco na wyrost: sama Kalabria odgrywa tu bowiem rolę czysto fasadową. Innymi zaś słowy fabuła mogłaby się toczyć w niemalże dowolnym innym wiejskim i nikt nie zauważyłby różnicy. Wystarczyłoby tylko nieco pozmieniać opisy (choć nie ma ich wiele) i podmienić ’Ndranghetę na inną, lokalną grupę przestępczą.

kalabria krajobraz

Jak to jednak jest w przypadku wielu pamiętnych powieści fantasy, to nie elementy fantastyczne są tu najważniejsze. W Kalabrii to bowiem w dużej mierze opowieść o ludzkim charakterze, o jego sile i (nie)zmienności. Elementy fantastyczne stanowią tu swoisty czynnik wyzwalający, przyczynek do zmagań ze światem zewnętrznym, których powodzenie zależy od siły wewnętrznej. Główny bohater jest osobnikiem upartym, niechętnym zmianom, ale i jednocześnie wiernym zasadom. Autor natomiast ma dla niego wyzwanie, które te cechy sprawdzi i wykorzysta jednocześnie. Opowieść można też interpretować w kontekście starcia tradycji z nowoczesnością, gdyż w pewnym momencie główny bohater musi zmierzyć się z pokusami finansowymi oraz medialnymi. Wszystkiego zaś dopełnia rodząca się w protagoniście na nowo miłość.

Niektórym ta śladowa fantastyczność oraz niespieszne tempo akcji mogą wadzić, ale zdają się one pasować do koncepcji autora. Oszczędnie obecne staroświeckość i magia zestawione zostają ze współczesnością i wyrachowaniem obecnym niemal wszędzie dookoła. Natomiast fakt, że fabuła nie pędzie na złamanie karku, brak tu dramatycznych zwrotów, a spokojnie stopniowane napięcie owocuje dynamiczną sekwencją dopiero w samym finale. Postawa głównego bohatera i jej efekt końcowy stanowią natomiast formę jakże dla baśni typowego morału. Innymi słowy: nie ma co tu szukać moralnych niuansów, przesłanie jest proste, ale w tym tkwi urok minipowieści Beagle’a. A wszystko to okraszone jest nienachalnym, cierpkim humorem (głównie protagonisty).

peter s beagle

W Kalabrii to niespiesznie prowadzona, pełna specyficznego uroku opowieść przywodząca na myśl baśniowe tradycje. Co prawda sama Kalabria jest tu obecna jedynie formalnie, ale i tak klimatu tej opowieści nie brakuje. Zaznaczam jednak na koniec ku przejrzystości i dla Waszego spokoju, że w większości napotkanych przeze mnie tekstów książce poświęconych przeważają nuty rozczarowania.


W Kalabrii zawitali też:

– Rzecz w tym, że nawet gdybym rzeczywiście pisał poezję, nie śniłoby mi się recytować jej krowom. Mają dobry gust, tak zostały wychowane. Wstydziłbym się.

Poprzedni

Alien Python w Barcelonie, czyli „Brak wiadomości od Gurba” Eduardo Mendozy

Następne

Stara szkoła na trzy, czyli „Kowboje oceanu” Arthura C. Clarke’a

4 komentarze

  1. Luiza

    Szkoda że krótkie formy prozatorskie nie są zbyt często u nas wydawane. Ale może to i kwestia kosztów, i dominacji wśród czytelników fanów dłuuuugich, rozbudowanych, meandrycznych powieści. Chyba dużo odbiorców lubi dłuższe przebywanie w jednym literackim świecie (w jednej książce). Zainteresowałeś mnie tym tytułem. I ta okładka!

    • pozeracz

      Serie zdecydowanie rządzą w światku fantastycznym – czytałem wypowiedzi pisarzy, którzy komentowali, że wydawcy nie chcą inwestować w „samodzielne” powieści, a co dopiero tu mówić o nowelach czy takich krótkich. Trzeba pewnie sobie wyrobić nazwisko albo właśnie liczyć na takie serie, jak UW.

  2. Tytuł mam już od pewnego czasu na oku. Czekam na jakąś dobrą promocję wydawnictwa MAG, bo chciałbym jeszcze nabyć 4. tom tetralogii Ady Palmera. Do kompletu marzy mi się też wznowienie „Nakręcana dziewczyna. Pompa numer sześć”. Wyjdzie z tego idealna paczka pod choinkę.

    • pozeracz

      Ja akurat kupiłem w Świecie Książki, bo kilka książek z UW było w mocno atrakcyjnych cenach. Początkowo chciałem kupić tylko jedną, ale…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén