"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Krótka historia o (nie tylko) miłości, czyli „Piękna młoda żona” Tommy’ego Wieringi

Dobrą prozę można poznać między innymi po stopniu zawierzenia autorowi. W przypadku tej z najwyższej półki czytelnik ni przez chwilę nie wątpi, że to „mogło się zdarzyć”. Sprawdza się to nawet w przypadku literatury fantastycznej, ale tam odnosi się do ograniczonej liczby elementów konstrukcyjnych. Mogło by się zdawać, że realistyczna, wiarygodna proza obyczajowa wymagać musi odpowiedniej objętości, ale Tommy Wieringa i jego Piękna młoda żona pokazują, że konieczne to nie jest.

piękna młoda żona

Edward to uznany wirusolog, profesor o samotnie ustatkowanym życiu i licznych, choć nietrwałych romansach. Wszystko zmienia się po dostrzeżeniu i poznaniu Ruth. Początek pełen jest pożądania i zwróconej młodości, wszystko jest na swoim miejscu – jest bliskość, są wyznania i poznanie rodziny. Drobne zgrzyty familijne i światopoglądowe nie burzą tego idyllicznego obrazu. Jednak czas kruszy mury tej arkadii, a tu w dodatku towarzyszy mu rozechwiana męskość mężczyzny w średnim wieku. Na tę niestabilność nałożone zostaje małżeństwo i rodzicielstwo.

Tommy Wieringa zdecydował się postawić na formę wysoce skondensowaną. Piękna młoda żona na stu dwudziestu ośmiu stronach pokazuje, że we wprawnych rękach minimalna forma może nieść maksimum treści. W tym przypadku autor usunął wszystko to, co nie wpisuje się bezpośrednio w to, co chce pokazać. Czytelnikom serwowany jest swoisty pokaz slajdów – czas przeskakuje od jednego kluczowego zdarzenia do drugiego. Czasem zdawać by się one mogły mało znaczące, ale przy takim wyborze warsztatowym odbiorca ma pewność, że każda scena ma swą wagę. Spostrzeżenie protagonisty jest nie tylko refleksją, ale pokazuje różnice w poglądach małżeńskiej pary, a retrospekcja przybliża charakter Edwarda. Zabieg ten podparty jest prostym, wysoce efektywnym językiem, za którego oddanie należy pochwalić Alicję Oczko.

piękna młoda żona

Forma formą, lecz bez treści wydmuszką pozostać by mogła. O tę zresztą też na początku można mieć pewne obawy, zwłaszcza pod kątem oryginalności. Piękna młoda żona jest bowiem enty do kwadratu podejściem do tematu związku i jego rozpadu. Zauroczenie, pożądanie, rysy na pozornie idealnym dopasowaniu, zgrzyty z przeszłości, rodzicielstwo ratunku nie przynoszące… Cykl ten obyczajowo wałkowany był wielokrotnie, tu zaś drobną modyfikacją jest różnica wiekowa między małżonkami. Początkowo Wieringa zdaje się dawać czytelnikowi nadzieję, że bohaterom uda się uniknąć utartej ścieżki ku katastrofie, lecz względnie szybko pojawiają się znaki świadczące o nieuniknioności takiego końca. Smaczku temu dodaje to, że sam główny bohater zdaję się być (przynajmniej po części) świadom schematów, w które wpada.

Wracając jednak to oryginalności – Tommy Wieringa jej nie potrzebuje, by opowiedzieć swoją historię. Piękna młoda żona nie sili się bowiem na nowatorstwo pod kątem treści. Jej siłą jest za to skondensowanie oraz wiarygodność. Owszem, niektórzy mogą poczuć się zawiedzeni, gdyż autor w gruncie rzeczy nie mówi nic nowego o stosunkach międzyludzkich. Jednak przedstawiona w takim powiększeniu perspektywa mężczyzny w średnik wieku, którego dręczą pierwsze widma starzenia się, wyraziście wciąga. To skupienie wiąże się jednak z jednolitością narracyjną – Piękna młoda żona spycha samą żonę na bok opowieści. Mimo tego zaburzenie tej homogeniczności, zwłaszcza przy takiej oszczędności stylistycznej, mogłoby powieści zaszkodzić. Dlatego też ciekawym rozwiązaniem być by mogło stworzenie mikropowieści osobnej, skupiającej się na Ruth.

piękna młoda żona

Piękna młoda żona to dobra powieść obyczajowa, która może nie poraża czytelnika nowatorstwem, ale i tak zapewnia solidną dawkę literackich doznań. Skondensowana historia związku Ruth i Edwarda uwidacznia mentalność mężczyzny w średnim wieku, który dał się szczerze ponieść pasji, ale przekonuje się o przemijalności swej i swego uczucia.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję

piękna młoda żona

Piękna młoda żona zawitała też tu:

Zieleń zamknęła się nad ich głowami, przez liściaste korony przebijały się refleksy subtelnie rozproszonego, jak w pryzmacie, światła. Wiosłował bezgłośnie. Tam, gdzie wiosła znikały w wodzie, powstawały jedwabiste, srebrzystoczarne zawirowania.

Poprzedni

Zabiegani zwichrowani, czyli „Biegacz” Bartłomieja Grubicha

Następne

Okiem w fantastyczną przeszłość, czyli staroszkolne okładki fantasy

4 komentarze

  1. awita

    Mimo, że temat rzeczywiście jest już w literaturze dość ograny, oklepany nawet, to jednak wydaje się, że pisarz może zaskoczyć świeżym podejściem, językiem, formą. W każdym razie – jestem zaciekawiona. „Znacie? Znamy. No to posłuchajcie” – w końcu w literaturze było już wszystko (chyba), a liczy się to, jak się o tym napisze…

    • pozeracz

      To prawda. Zresztą można do tego podejść i od innej strony: napisać w ciekawy – niekoniecznie odkrywczy – sposób o takim temacie to też spora sztuka. Zresztą akurat związki międzyludzkie, małżeńskie i inne, to temat, od którego uciec sposobu nie ma.

  2. Ha, jeśli chodzi o tę modyfikację, tj. sporą różnicę między małżonkami, to jest to chyba ukłon w stronę obecnych czasów, w których do wracamy do relacji opartej na młodej, pięknej kobiecie i starszym, dość majętnym mężczyźnie. Ostatnio widzi się coraz więcej tego typu par.

    • pozeracz

      Tak? Ja jakoś nie zauważyłem specjalnie. Czy to aby zawsze tak nie było?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén