"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Zostać Bambasem, czyli „Śmierć pięknych saren” Oty Pavla

Ota Pavel to jeden z tych pisarzy, o których pewnie bez bloga zbyt prędko bym się nie dowiedział. Zapewne gdzieś tam bym usłyszał o sportowych reportażach Czecha lub też o jego tragicznym końcu, ale bez obecnych w blogosferze apologetek i apologetów literatury czeskiej pewnie na tak powierzchownym kontakcie by się skończyło. A tak mogłem przysporzyć nieco pracy bibliotekarką z lokalnego oddziału i przeczytać Śmierć pięknych saren. Chwyćcie więc wędkę lub choć koc piknikowy jakiś i poczytajcie, co z tego wszystkiego wyszło.

śmierć pięknych saren okładka

W tym zbiorze opowiadań pisanych już po wielu latach zmagań z chorobą psychiczną Ota Pavel skupia się na latach swego dzieciństwa. Ten, zapewne lirycznie podkolorowany świat, zamieszkały jest przez ojca młodego bohatera, resztę jego rodziny oraz rozliczne osoby ze słabością do wędkowania. Epizody te skupiają się na różnych postaciach i ich smutno-komicznych perypetiach, ale niemal zawsze w tle mają przyrodę niemal baśniową. I zawsze jest jakaś ryba do złowienia.

Śmierć pięknych saren to przede wszystkim powieść idylliczna, przesycona sentymentem. Ota Pavel początkowo przedstawia wyimki z komiwojażerskich i sercowych perypetii swojego rodziciela, ale później prym przejmują ryby, a potem sam autor (dość oczywistym jest, że narrator to porte-parole autora) i natura. Da się odczuć, że obcowanie z przyrodą (nawet w tych odmianach dla samej natury niekoniecznie „miłych”) stanowi dla pisarza źródło wytchnienia, to do nich chce wracać. Ojciec postrzegany jest z sympatią sporą, ale wzorem jest raczej Bambas – mieszkający w rozpadającej się chatce mistrz łowienia ryb. Smutnym paradoksem jest to, że im narrator starszy, tym powroty w głuszę są bardziej celebrowane, ale i radości mniej dają. Przyroda lubi się z prostotą.

Idylliczne jest nie tylko przyrodą nasycone tło, ale i w większości same perypetie autora. Co prawda frustracja ojca starającego się przypodobać żonie właściciela zakładu, w którym pracował, może z pozoru mieć znamiona rodzinnego dramatu, ale w gruncie rzeczy (i pomimo nerwów matki) wypada raczej komicznie. Śmierć pięknych saren pokazuje, z jaką czułością Pavel spoglądał na wszystko wokoło, nie tylko na przyrodę. Wyjątek stanowi tu wkroczenie wojny w świat (wtedy) młodego chłopca oraz rodzinne zetknięcie się z Holocaustem. Idylla i natura stają się tu przeciwwagą dla tragedii zachodzącej gdzieś obok, ale bardzo odczuwalnej przez nieobecność. Prostota i sielanka całości tym bardziej podkreśla, uwypukla zachodzące w nich zaburzenie, odstępstwo.

Założyć można bez większego ryzyka, że Ota Pavel dokonał pozytywnej selekcji. Poprzedni akapit pokazuje, jak (nie)opisany został wpływ Holocaustu na życie autora. Pisarz usunął czy też w zasadzie nie pokazał zdarzeń czy też osób, które mogłyby zakłócić tę dodającą mu w trudnym czasie otuchy wizję. Nie ma tu w zasadzie żadnych postaci złych, zepsutych czy też na innych sposób nikczemnych poza pojedynczymi epizodami i to nawet wtedy na sposób raczej komiczny. Nawet pewien nazistowski żołnierz w łowieniu młodemu bohaterowi przeszkadzający ludzkim odruchem w kluczowym momencie się wykazuje. Można by na tę filtrację patrzeć jako na wadę, ale każdy świadomy czytelnik nie będzie miał problemu z dostrzeżeniem tego zabiegu, jego funkcji i ważkości dla tej prozy.

ota pavel foto

Fot. Pavel Vácha

Śmierć pięknych saren to literatura jak na współczesne czasy dość nietypowa. Ota Pavel stworzył prozatorską oazę, przefiltrował i przywrócił niejako do życia idylliczne fragmenty, obszary swojego dzieciństwa. Oddał hołd przyrodzie i ciepłymi barwami odmalował postać swojego ojca. W trakcie lektury nie mogłem też uciec od skojarzeń z na blogu już obecną Taką piękną żałobą Hrabala, która akcenty stawia nieco inaczej, ale duchem jest dość zbliżona.


Śmierć pięknych saren napotkana została też przez:

Jego życie mnie oczarowało i nawet w latach późniejszych, kiedy wszyscy chcieli zostać pisarzami lub inżynierami na budowach komunizmu, ja chciałem zostać Bambasem. Spał w rozpadającej się chatce i przykrywał wyleniałym futrem jelenia. Potrafił doskonale łowić ryby na wszystkie dozwolone, a przede wszystkim niedozwolone sposoby. Mama nie lubiła, gdy spędzałem czas z Bambasem, bo bała się, że sprowadzi mnie on na złą drogę. Niestety to mu się nie udało.

Poprzedni

Pustki, czyli „Beverly” Nicka Drnaso

Następne

Odwrócone odwrócenie, czyli „Down Among the Sticks and Bones” Seanan McGuire

4 komentarze

  1. Luiza

    Ooo, widuję w internetowej przestrzeni tę książkę i chyba się w końcu skuszę.

  2. Ja ten tytuł mam na rozkładzie, odkąd przejrzałem kiedyś wszystkie pozycje wydane w ramach Współczesnej Prozy Światowej PIW-u. „Śmierć pięknych saren” też się tam znalazła, ale jak na razie nie odnalazła drogi do mego czytelniczego serca. Jakoś mam opory, żeby sięgać po zbiory opowiadań, choć z reguły, kiedy się już przełamię, to jestem bardzo zadowolony 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén