"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Dochodzenie alternatywne, czyli „Cham z kulą w głowie” Ziemowita Szczerka

Me dbanie o czytelniczą różnorodność sprawia, że bardzo rzadko w przeciągu roku czytam dwie książki tego samego autora/ki. Nawet słabością przeze mnie darzone tasiemce fantastyczne staram się dozować. Co więc sprawiło, że około pół roku po wątpliwości budzącej lekturze Przyjdzie Mordor i nas zje sięgnąłem po kolejną książkę Szczerka? Powody były trzy: różnica gatunkowa, okazja biblioteczna i zachwycona Matka Przełożona. Sprawdźmy więc, czy Cham z kulą w głowie wart był odstępstwa od reguły.

cham z kulą w głowie

Druga wojna światowa nie nadeszła. Pewien austriacki malarz z charakterystycznym wąsikiem żywot skończył przedwcześnie, a państwo niemieckie spacyfikowane zostało zawczasu. Polska weszła w drugą połowę XX wieku zwycięska, ale i z bagażem problemów. Postępująca seria nacjonalistycznych, niezbyt kompetentnych rządzących czy tez krwawe bunty w kolonii to tylko część z nich. Teraz brutalne próby rozprawienia się z ukraińskimi separatystami sprowadza na kraj ryzyko interwencji ze strony wojsk zachodnich. W dodatku w stolicy krwawe tango zaczyna niejaki Kuba Hieroglif, mordujący z wyjątkowym okrucieństwem. Zatrzymać go zaś chce bękart, zdrajca i dezerter w jednym, Kary.

Cham z kulą w głowie to powieść, która bierze elementy z kilku gatunków oraz fragmenty motywów i tworzy z nich mieszankę dość wybuchową. Jest tu więc historia alternatywna z wysoce szczegółowym światem przedstawionym i szczegółowo przemyślaną chronologią zdarzeń, politycznych machinacji i lokalnych konsekwencji. Jest też kryminał w stylu noir z polskim sznytem – Kary szlaja się po warszawskich knajpach o autoramencie zdecydowanie podejrzanym, raczy się alkoholem dowolnym i równie nonszalancko podchodzi do innych używek. Jednak z mroku Szczerek często skręca w pulpę i wtedy robi się brutalnie, krwawo i brutalnie. Gdyby miksowanie tego literackiego drinka skończyło się w tym momencie, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku.

Jest jednak i jeden gatunek, który przysparza całości więcej kłopotów niż korzyści. Chodzi mianowicie – jakby dziwnie to nie zabrzmiało – o reportaż. Wspomniana powyżej szczegółowość świata przedstawionego jest bowiem budowana głównie poprzez dygresje i reminiscencje głównego bohatera. Cham z kulą w głowie nie ma żadnej postaci z zewnątrz, której trzeba by było tłumaczyć zawiłości ówczesnej historii polski czy też aktualnej sytuacji politycznej, więc w dialogach ekspozycja jest ograniczona. Te wewnętrzne zrzuty informacji same w sobie nie byłyby takie złe, lecz jest ich zbyt dużo i nierzadko sprawiają wrażenie, jakby Kary pisał w głowie artykuł do gazety, a nie rozkminiał poszczególne kwestie w toku wydarzeń. To, co czyni z protagonisty niezłego detektywa, czyli solidne zasoby wiedzy różnorakiej, bywają zgubne dla czytelnika.

Rzeczone dygresje cierniem w oku odbiorcy by nie były, gdyby wszystko przykrył element dla kryminału kluczowy: intryga. Niestety, Cham z kulą w głowie nie jest idealny i pod tym względem. Z początku wszystko zapowiada się bardzo obiecująco – wyrazisty bohater rusza w ciekawy świat, by złapać brutalnego mordercę, a ze wszystkim i wzajemnie splątane są przeszłość protagonisty i polityka. Po pewnym czasie jednak nie starcza potrzaskanych przez życie postaci i stopniowo wyjawianych szczegółów biografii Karego, a czytelnik zostaje z wrażeniem braku celu. I tu problem jest dwudzielny, niemal paradoksalny, gdyż od pewnego momentu można odnieść wrażenie, że śledztwo porusza się do przodu za sprawą przypadków (choć po fakcie wymagających od Karego odpowiednich działań), ale i niektóre fakty przypominają się bohaterowi lub łączą z innymi, gdy to dla fabuły wygodne. Można to częściowo tłumaczyć tytułowym urazem i ubytkami pamięci nim spowodowanymi, ale to nie zmienia zbyt wiele.

szczerek photo

Miesiąc Spotkań Autorskich 2015

Cham z kulą w głowie to powieść napisana wyrazistym językiem i pokazująca rozbudowaną, ciekawą alternatywną wizję historii Polski, ale nie jest to dobry kryminał. Nadmierna skłonność głównego bohatera do quasi-reporterskich dygresji oraz meandryczna-przypadkowość intrygi w drugiej połowie książki sprawiły, że lekturę kończyłem z poczuciem niedosytu. Przyznam jednak, że świat jest na tyle ciekawy, a styl Szczerka mocny, że kontynuację przeczytałbym chętnie.


Cham z kulą w głowie obalił kilka kielichów też tu:

– To jest Polska! – wybuchnąłeś, lamentowałeś jak mieszczanin. – Prawie sto lat, kurwa, niepodległości, ale burdel, jakby się dzieci w państwo uczyły bawić! Nikt nic, kurwa, nie umie, ale wina zaborców!

Poprzedni

Niesamowitość ekstrapolowana, czyli „Dom z liści” Marka Z. Danielewskiego

Następne

Pustki, czyli „Beverly” Nicka Drnaso

2 komentarze

  1. Mimo wypunktowanych wad, książka nadal wzbudza me zaciekawienie. Lubię takie niekryminalne kryminały – po ten gatunek chętnie sięgają wszelakiej maści eksperymentatorzy z formą i być może dlatego dość dobrze mi się on kojarzy (Staszek Lem i jego „Śledztwo” oraz „Katar”, Kōbō Abe i „The Ruined Map”, Alain Robbe-Grillet i „Gumy”). No i kryminalna zagadka nie odgrywa dla mnie większej roli – Nick Belane za „Szmiry” Bukowskiego też rozwiązywał swoje sprawy od czapy, a i tak nie dało się go nie pokochać. Łezka mi nawet pociekła, kiedy doszło do spotkania z Wielkim Czerwonym Wróblem 😉

    • pozeracz

      Rozumiem sympatię do (nie)kryminałów, ale w tym przypadku mam wrażenie, że ta niekryminalność części książki nie była zabiegiem celowym, a po prostu niejako naturalnie wypłynęła ze skłonności autora.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén